Home Aktualności Autokonsumpcja – a rynek energii w Polsce

Autokonsumpcja – a rynek energii w Polsce

Możliwość komentowania Autokonsumpcja – a rynek energii w Polsce została wyłączona
0
Autokonsumpcja – a rynek energii w Polsce

Niniejszy rozdział e-Porannika obejmuje zakres:

  • Wstęp ze wyjaśnieniem podziału na możliwości aktywności konsumentów w Polsce, omówienie ich;
  • Pojęcie efektywności energetycznej, działania proste i zaawansowane w tym zakresie;
  • Zjawiska autokonsumpcji oraz odczarowanie go w zakresie możliwych rozwiązań w Polsce, odnosząc się do uwarunkowań historycznych i zmian w polskiej energetyce. Analizuje również możliwości zastosowania elektrochemicznych magazynów energii (BESS) oraz innych działań dla zwiększenia autokonsumpcji.

Spis treści rozdziału


I. Kto to jest w Polsce jest konsumentem, a kto prosumentem energii?

Na wstępie warto przypomnieć, że każdy kto legalnie pobiera w Polsce energię elektryczną na podstawie zawartych umów ze sprzedawcą staje się konsumentem energii. Konsument podlega posiada podstawowe prawa tzw. Prawa Konsumenta, np. nie można go pozbawić dostępu do tego prądu (o ile za niego opłaca rachunki). Sprzedawca zapewnia też określone gwarancje jakości dostaw prądu (np. wysokość napięcia w sieci).

Sprzedażą prądu zajmuje się tzw. Spółka Obrotu (SO) energią. Spółka taka kupuje energię od wytwórców i sprzedają ją odbiorcom końcowym , np. konsumentom (również np. firmom – ale to już na innych zasadach). Natomiast spółka, która fizycznie dostarcza energię do domu (i zakłada dla niej licznik), jest tzw. spółka Dystrybucji energii (OSD), która często pobiera od konsumentów opłaty za energię w ramach Umowy kompleksowej (czyli Umowy sprzedaży oraz Dystrybucji).

W obszarze wytwarzania, przesyłania i handlu (tu jak już wyjaśniliśmy „obrotu” energią), większość działalności jest przez nasze państwo koncesjonowana i do tej pory nie można jak na razie robić tego poza koncesjonowanymi spółkami energetycznymi (Tauron, PGE, Energa i Enea i EoN – nazwijmy je razem Wielkoskalowa Energetyka Korporacyjna – WEK), które z założenia nie robią tego tanio (więcej – Uczestnicy rynku energii) i jak zapowiadają – chcą robić coraz drożej.

Dlatego też, w kontrze do tego trendu jednym z podstawowych celów powstania OSE jest umożliwianie dzielenia się wygenerowaną z OZE energią miedzy członkami tego Stowarzyszenia. Zostało to zapisane wprost w Dyrektywie Europejskiej IEMD (po polsku). Autor poleca szczególnie przeczytanie punktów: 39, 43, które wprost piszą o konieczności umożliwienia Konsumentom dzielenia się energią bezpośrednio między członkami OSE bez dodatkowych pośredników.

II. Na początek – najważniejsza jest efektywność energetyczna

Co jest ważniejsze, czy produkować własny prąd czy efektywnie nim gospodarować? Zdecydowanie w każdej sytuacji najważniejsze jest racjonalne, jak najbardziej efektywne zużywanie dostarczonej do budynku energii. Wynika to wprost z rachunku ekonomicznego, w którym wielokrotnie udowodniono, że najtańszą formę energii są tzw. negawaty (czyli kilowatogodziny energii „nie straconej”), a w skrócie można to działanie nazwać poprawą efektywności energetycznej) – mieszkania, domu, bloku, firmy.

Energooszczędne żarówki, sprzęty domowe wyższych klas energetycznych, sterowanie czasem załączenia wszystkich urządzeń w okresach tańszej energii – (ręcznie czy automatycznie) to pierwszy i podstawowy krok konsumenta energii w stronę wyższego poziomu – czyli konsumenta aktywnego. Jak określono powyżej, konsument energii po prostu ja zużywa – nie jest zainteresowany optymalizacją jej zużycia, bo uważa, że skoro go na to stać – to stawia wygodę jej nielimitowanego używania ponad dobro środowiska, ponad racjonalizację – i uważa, że takie jego prawo. Niestety złe nawyki energetyczne prowadzą wprost do ubóstwa energetycznego.

Trzeba mieć również świadomość, że WEK (i inne agendy rządowe) bardzo się cieszą kiedy konsument zużywa więcej i więcej energii, ponieważ do naszych rachunków za prąd „przyklejone” jest szereg quazi-podatków, które są naliczane proporcjonalnie do zużycia energii (są tym większe im więcej energii się zużywa) – są to np. opłata mocowa, kogeneracyjna, przejściowa, OZE itp). A więc czym więcej zużywamy – tym więcej tych quazi-podatków zapłacimy.

III. Co wyróżnia świadomego, czyli aktywnego konsumenta od zwykłego konsumenta?

W chwili, kiedy konsument energii uświadamia sobie, że WEK (oraz inni zainteresowani) tylko zacierają ręce kiedy on zużywa coraz więcej energii – zaczyna świadomie i racjonalnie działać w kierunku obniżenia swoich rachunków – staje się wg teorii elektroporsumenryzmu aktywnym konsumentem.

Istnieje na ten temat bardzo szeroka literatura zgromadzona w bibliotece elektroprosumeryzmu. aktywnym konsumentem można być również bez posiadania OZE – to etap przejściowy, kiedy bez względu na to czy mieszkamy w domu jednorodzinnym, budynku zamieszkania zbiorowego, czy nawet mamy małą firmę, zaczynamy optymalizować użycie energii.

Pierwszym krokiem powinna być analiza zużycia energii albo przez proste działania, które można rozwinąć z czasem w działania profesjonalne. Proste, to analiza rachunków za energię z „ołówkiem w ręku” – i próba odpowiedzi na pytanie „dlaczego zużywam tyle energii”? Bardziej złożone działania to zlecenie przygotowania audytu energetycznego, w którym profesjonalista całościowo oceni problem (niezbędne np. do ubiegania się o dotację w ramach programów Czyste Powietrze).

Praktyka pokazuje, że czasem wystarczy zwykła analiza i racjonalizacja – wymiana urządzeń elektrycznych na bardziej efektywne (czyli dające ten sam efekt, ciepła, światła, czy nawet pracy) na takie o mniejszym zużyciu energii elektrycznej. W opcji prostej wystarczy zamontować urządzenie do pomiaru zużycia energii w gniazdku (np. lodówki) i jeżeli okaże się, że nasza stara poczciwa chłodziarka, pobiera 355 kWh rocznie trzeba zastanowić się czy przypadkiem wymiana jej na nowszą, zużywającą 155 kWh rocznie nie zwróci się już w parę lat! (bo to różnica ok. 200 zł + rocznie w kosztach prądu z podatkami).

Poprawa efektywności energetycznej, to również ważne działanie prośrodowiskowe, ponieważ potwierdzone jest, że czym mniej zużywamy „czarnej energii z WEK” tym mocniej redukujemy emisję i nasz ślad węglowy (nasza WEK emituje ok jednej tony CO2 na każde 1000 kWh). Czasem może to prowadzić do koniecznej zmiany sprzedawcy prądu, ale to wymaga zawsze wnikliwego sprawdzenia tej „nowej oferty”.

Podsumowując, aktywny konsument zamiast dać się zepchnąć na skraj ubóstwa energetycznego – zacznie racjonalizować swoje użycie energii, tak aby w skali roku zapłacić za nią jak najmniej i tym samym zmniejszyć emisję gazów cieplarnianych, zanim na trwale zmienimy klimat naszej planety.

IV. Prosument – czyli konsument, który zaczął produkować własną energię!

Kolejnym „stopniem wtajemniczenia”, jest aktywny konsument, który decyduje się na instalację mikroinstalacji OZE w swoim otoczeniu, generację zielonej energii z odnawialnego źródła energii i maksymalizację jej użycia. Może to być zarówno energia cieplna (choć tą jeszcze trudno sprzedać lub energia elektryczna, której nadmiary będzie oddawał do sieci OSD.)

W Polsce, w praktyce będzie to najczęściej prąd i instalacja fotowoltaiczna (ponad 99% prosumentów OZE w Polsce), ale może to być również mała turbina wodna (trudna, droga – ale bardzo efektywna, ponieważ pracuje przez cały rok). Teoretycznie może to być też mała turbina wiatrowa (jeszcze trudniejsza, ponieważ w większości miejsc w Polsce nie mamy dla nich odpowiednich warunków wiatrowych (tu przykład filmiku z takiej instalacji autora: nieudana inwestycja w wiatrak 3 kW).

Jak wspomniano, może to być też biomasa (powyższy link również to opisuje), choć w tym przypadku raczenie nie staniemy się prosumentem – ponieważ indywidualne spalanie biomasy w celu uzyskania energii elektrycznej nie jest opłacalne (nie ma małych urządzeń do tego celu) ani nie da nam (jeszcze) możliwości przekazania nadwyżek.

W końcu możemy (w Polsce leganie jeszcze nie) dokonywać konwersji biogazów (np. biogazu rolniczego czy biopropanu) na energię elektryczną, co testowo już się bardzo dobrze w Polsce sprawdza i może stać się hitem w zakresie instalacji (zarówno domowych jak i w małych firmach) grzewczych wysokotemperaturowych w kogeneratorach CHP (combined heat and power – jednoczesna produkcja ciepła i prądu) – więcej na ten temat można przeczytać tutaj.

Tak czy inaczej, Prosument staje się prosumentem, jeżeli produkuje energię z OZE i ma jej takie nadwyżki, którymi może się okresowo dzielić (lub oddawać za pół darmo jak to się aktualnie dzieje w Polsce). Najważniejszym elementem wskazującym na stopień efektywności instalacji prosumenckiej jest Autokonsumpcja własnej zielonej energii w danej instalacji OZE.

V. Elektroprosument – najwyższy stopień wtajemniczenia indywidualnego konsumenta energii w Polsce

Pojęcie elektroprosumeryzmu (EP), wprowadzone przez prof. Jana Popczyka zostało opisane szeroko na stronach Platformy PPTE. Z definicji EP wynika, że to niezawodowy producent energii z własnych źródeł odnawialnych, którą w większości zużywa na własne potrzeby i zakłada się, że powinien on wytwarzać we własnych źródłach co najmniej 50% energii zużywanej (dążąc do 100%.)

W praktyce więc, EP przestawia cały swój system energetyczny HVACR (ogrzewania, wentylacji, klimatyzacji i rekuperacji) na zasilanie energią elektryczną i dąży aby stała się ona jedyną formą dostawy energii do jego domu, gospodarstwa, osiedla, firmy.

Oczywiście jest to proces, ale wychodząc od decyzji o zainstalowaniu własnych źródeł energii odnawialnej oraz systemów magazynowania jej, EP uniezależnia się od dostaw energii z kopalin (węgla, gazu, rud uranu).

Celem EP jest więc uniezależnienie się od dostaw energii z dotychczasowej spółki obrotu, na rzecz maksymalnej samowystarczalności energetycznej – dlatego kluczowym zagadnieniem elektroprosumeryzmu staje się autokonsumpcja energii.

W tym zakresie można wskazać również, że udział w „arbitrażu energii”– czyli odsprzedawania nadmiarów energii po wyższych cenach aby uzyskać środki na jej zakup w innych porach roku (kiedy nie ma podaży energii z OZE), może być traktowane jako jedno z działań EP w dążeniu do jego niezależności energetycznej. Dyrektywa IEMD zachęca Europejczyków do aktywności na rynku energii, a w Polsce takie możliwości właśnie się zaczęły pojawiać (OSE ma ambicje je testować i oceniać dla stowarzyszonych członków).

VI. Jak prawidłowo zdefiniować autokonsumpcję energii?

Poczynając od definicji – najpopularniejsza z nich twierdzi, że „Autokonsumpcja to bieżące zużycie energii elektrycznej wyprodukowanej przez własną instalację fotowoltaiczną, bez oddawania energii do sieci.” Praktyka inżynierska jednak wskazywałaby na konieczność jej modyfikacji: „Autokonsumpcja to zużycie energii elektrycznej wyprodukowanej przez własną instalację OZE Prosumenta, zużyta w celu zaspokojenia jego potrzeb energetycznych, również tych ze zmagazynowanej energii OZE”.

Zaproponowana przeze autora definicja po pierwsze nie ogranicza uzyskanej z OZE energii do PV (może to być jeszcze turbina wiatrowa, CHP, mała turbina wodna), i po drugie zawiera w sobie możliwość autokonsumpcji energii z magazynu (np. bateryjnego BESS), co często przez „pseudospecjalistów” nie jest uwzględniane.

Autor będzie się starał udowodnić to w dalszej części tego rozdziału, że również większość dostawców falowników PV (jak również systemów zarządzania nimi), tak rozumie autokonsumpcję. Jest to o tyle ważne, że w praktyce taka definicja zaprzecza tezie, jakoby to „magazyny energii zwiększały autokonsumpcję energii”.

Podsumujmy więc – wg autora, cokolwiek wyprodukujemy z OZE na naszej działce (w energetyce nazywamy to granicą bilansową) i zużyjemy na własne potrzeby to jest autokonsumpcja. Zasadnicza różnica pojawi się w wycenie wartości tej energii. Jeżeli nasza zielona energia pochodzi bezpośrednio ze źródła energii odnawialnej np. ze zamortyzowanej instalacji PV (zamortyzowanej, czyli której całkowity koszt zakupu zwrócił nam się już w niekupionym prądzie z WEK w pewnym okresie, zwanym czasem całkowitej amortyzacji lub SPBT), to nasz koszt energii w (bezpośredniej) autokonsumpcji jest równy zero. Ale nie zawsze jednak tak będzie, ponieważ energia gdzieś zmagazynowana, będzie zawsze droższa, o koszt tego magazynowania.

VII. Czy energia z magazynu energii jest darmowa?

Jeżeli prosument kupił sobie magazyn BESS (bez dopłat, lub z częściową dopłatą) to koszt tej energii może być (i zazwyczaj jest) wyższy niż koszt zakupu czarnej energii z WEK – właśnie o koszt amortyzacji magazynu energii. Dla wielu może to być zaskoczeniem – ale prowadzone badania naukowe potwierdzają, że prawidłowo obliczony koszt amortyzacji magazynu energii w czasie, może wskazać, że załadowanie (darmowej) energii do naszego (nie darmowego) magazynu energii i wyciągnięcie jej z niego jutro, może kosztować nas więcej niż kupienie jutro 1kWh „czarnej” z WEK.

Dlatego, uwaga (!), z magazynami energii, to nie jest takie proste. Prawdą jest, że magazyny energii tanieją, ale jest to obniżka ok. 30% ciągu ostatnich 5 lat – to i dużo i nie dużo, przyjmując bardzo wysoki poziom bazowy (czyli ceny z przed 5-7 lat).

W tej sytuacji gamechangerem mogą stać się tu „taryfy dynamiczne” (TD). Dyrektywa IEMD zachęca do ich stosowania i korzystania z nich, ale uwaga – w Polsce praktycznie nie ma jeszcze (san 11.2025) atrakcyjnej oferty TD. Taryfy dynamiczne polegają one na realnej (a nie uśrednionej, jak mamy to w Polsce w przypadku ceny RCEm, wg której Sprzedawcy energii płacą posiadaczom isntalacji PV rozliczającym się w systemie net-bilingu).

Oferty, które zaproponowała „wielka piątka” polskiej energetyki WEK, jest nieatrakcyjna (wysokie koszty miesięczne, brak realnego przeniesienia cen zerowych z giełdy). Natomiast może się to opłacać, tak jak proponują to już niektóre firmy prywatne (to właśnie testujemy w OSE). Testy takie robił też portal WNP.pl w ramach laboratorium domowego.

Jeżeli bowiem będziemy mogli (a są tacy, którym to udaje już dziś), sprzedawać energię po jej realnej wycenie giełdowej (czyli wycenach z TGE), a nie po „zamglonych” wycenach RCEm (por. Fot. 5) to może się okazać, że nawet po poprawnym uwzględnieniu kosztów amortyzacji BESS, sprzedamy swój prąd z zyskiem na giełdzie (czy w przyszłości innemu indywidualnemu odbiorcy poza WEK).

Aby stało się to powszechne, trzeba tylko umożliwić ok. 200 tys. elektroprosumentów z magazynami energii korzystanie z takiej możliwości. Ważne jest, że zmiana ta będzie potencjalnie dotyczyła wszystkich Konsumentów energii w Polsce – zarówno tych w domach jednorodzinnych jak i tych w lokach mieszkalnych czy małych firmach.

O to będziemy właśnie walczyli w OSE, o swobodny dostęp elektroprosumentów do wolnego ryku energii w Polsce.

VIII. Mit o średniej autokonsumpcji na poziomie 30%

Wśród popularnych mitów (powtarzanych uparcie przez pseudo fachowców sprzedających magazyny energii oraz część polityków), jest taki, że „autokonsumpcja wynosi w Polsce średnio 25-35%” i można ją łatwo zwiększyć. Otóż z wieloletniego doświadczenia projektanta PV – autor stwierdza, że nie 30% tylko znacznie więcej.

Do pewnego stopnia jest to proste, a w największym stopniu zależy od zwyczajów (czynnik behawioralny) prosumentów, choć podawanie jakiejkolwiek średniej nie ma tu zupełnie sensu.

Po pierwsze dlatego, że nie ma tu czego uśredniać, ponieważ źle zaprojektowane instalacje OZE będą większość energii oddawać a te dobre w naturalny sposób konsumować. Podawany przeciętny poziom 30% wziął się moim zdaniem wprost z błędu metodyki. Np. poprawnie wykonana instalacja OZE, (szczególnie PV) dopasowana do profilu zużycie gospodarstwa domowego elektroprosumenta będzie mogła wykazywać 75-100% autokonsumpcji (por. Fot. 1-4). Polega to na tym, że projektant PV powinien dopasować (już na etapie projektowym) generację energii z OZE na poszczególne fazy instalacji elektrycznej – do zużycia energii w domu na tych fazach – a nawet dokonać zmian (przełączeń) ich obciążeń.

Autor stwierdza, że większość prosumenckich instalacji OZE w Polsce nie jest tak zaprojektowana i być może mają niską autokonsumpcję. Jeżeli w gospodarstwie domowym większość zużycia pojawi się w okresie generacji energii z OZE (słonecznej lub innej!), i jest to dobrze zaprojektowany i wykonany generator OZE – to poziom autokonsumpcji naturalnie ukształtuje się (poza okresami grzewczymi) poziomie 60-75%, a w okresach grzewczych nie rzadko osiągnie 99% (por. Fot. 3 i 4).

Staje się to szczególnie proste przy nowych falownikach PV, które mogą pracować w trybie unbalanced (czyli oddawać na każdą fazę inną moc i dodatkowo wyrównywać nierównomierności międzyfazowo), ponieważ (mimo obietnic) OSD nie zapewniają prosumentom bilansowania międzyfazowego instalacji OZE. Dla źle zaprojektowanej instalacji OZE, kiedy prosumenci zużywają energię głównie po zmroku (bo np. w dzień ich nie ma w domu), poziom autokonsumpcji może wynosić poniżej 30% – ale powstaje uzasadnione pytanie: kto to w ten sposób zaprojektował?

W praktyce okazuje się bowiem często, że firmy branży PV (szczególnie te bardzo reklamujące się w mediach) – pobierały nierzadko od przyszłych elektroprosumentów na etapie sprzedaży im systemu znaczne kwoty za dokument nazwany „analiza zapotrzebowania na energię” czy „audyt zużycia energii”, w których miały właśnie zrobić ww. analizę. W praktyce zaś, dopiero na etapie rozprawy w sądzie okazuje się, że prosument nigdy tego dokumentu nie dostał, a nawet i dziś firmy te mają problem z odnalezieniem jedynego jego egzemplarza u siebie.

Problem leży w standaryzacji i w efekcie niedopasowaniu działania wielu instalacji OZE, szczególnie PV (ponieważ mikrowiatraki to przysłowiowa porażka, jak pokazano w filmie) do realnych potrzeb konsumenta energii i dotyczy głównie instalacji wykonywanych „masowo” (w ramach projektów parasolowych), a nie tych projektowanych indywidualnych.

IX. Jaki jest wpływ automatyki domowej na autokonsumpcję własnej energii?

Jest prawdą, że ogromny wpływ na autokonsumpcję w gospodarstwie domowym ma automatyka budynkowa. Systemy BMS (Bulding Management Systems), to rozległe systemy zarządzania całą infrastrukturą budynku a ich dedykowaną do zarządzania energią w budynku częścią jest system EMS (Energy Managament System), który w małym budynku może być systemem niezależnym, wydzielonym.

W tym zakresie należy wspomnieć o obecności na naszym rynku wielu systemów „inteligencji budynkowej” o ogromnej rozbieżności skali przydatności – od zerowej do bardzo wysokiej. Mamy tu więc „systemy gadżetowe” uzurpujące sobie (w ulotkach) rolę „systemów ograniczających zużycie energii”, a rzeczywistości będącymi w istocie drogimi zabawkami. System który „otwiera żaluzje”, tworzy „scenariusze świetlne” i jedynie włącza lub wyłącza źródło ogrzewania – nie jest systemem automatyki domowej BMS, ani nawet EMS, tylko gadżetem 0 i takich mamy najwięcej.

Nie będą systemami BMS również rozwiązania, które „ograniczają zużycie energii” przez czasowe wyłączenia ogrzewania (np. w nocy lub pod nieobecność) – ponieważ badania naukowe już dawno wykazały, że wyłączenia takie powoduje wzrost zapotrzebowania na energię w czasie próby „nadgonienia temperatury” w tych pomieszczeniach a powstające w ten sposób przeregulowania powodują raczej straty energii (albo brak komfortu) a nie zyski.

Podobnie systemy oparte na platformach systemowych jak SIRI czy GoogleHome. Prawdziwymi systemem zarządzania energią w domu jest dedykowany EMS (jak np. Unihome), który jest w stanie zarządzać w trybie dobowym albo nawet sezonowym energią przez zarządzanie jej składowaniem i wprowadzaniem z magazynów (również wirtualnych) w połączeniu z jej zapotrzebowaniem w każdym pomieszczeniu budynku.

System BMS/EMS system z definicji musi umieć czymś zarządzać (w znaczeniu optymalizować), a nie tylko włączać i wyłączać. W praktyce aby czymś zarządzać trzeba mieć aktualną wiedzę jaki jest stan danym momencie (np. badań temperaturę we wszystkich zarządzanych pomieszczeniach).

Znając temperatury system musi wiedzieć jakie ma dostępne urządzenia grzewcze oraz jaki jest stan magazynów energii, dopiero zestawiając te wszystkie elementy jest w stanie wyliczyć chwilowe zapotrzebowanie budynku na energię i włączyć najoptymalniejsze (w kryterium ceny czy środowiska) urządzenie. Jest to oczywiście najbardziej zaawansowane (i często najdroższe) – ale i najlepsze rozwiązanie – ponieważ w takim systemie „wszystko samo się reguluje i optymalizuje”, zarówno pozyskiwanie energii OZE, jak jej magazynowanie i późniejsze wprowadzanie jej do budynki.

W tym zakresie autor bardzo ubolewa, że w poprzedniej edycji dotacji Mój Prąd pojawiło się parę tysięcy złotych dotacji na ten cel, a potem ta dopłata zniknęła – co cofa nas w rozwoju elektroprsumeryzmu o całe lata.

Prawdopodobnie decydentom zabrakło wiedzy do realnej oceny wpływu automatyki EMS na racjonalizację zużycia własnej energii. W przypadku dobrej automatyki można mówić o 100% autokonsumpcji. Oczywiście zarządzanie energią można robić samemu i bez automatyki – ale wymaga to codziennej kilkudziesięciominutowej uwagi i ręcznego sterowania przez przynajmniej pół roku w roku.

Efekt można uzyskać niemal ten sam – ale wymaga to jednak sporo pracy, jak z każdym automatem w domu – można przygotowywać potrawy używając sprawdzonych od setek lat narzędzi kuchennych, jak waga, trzepaczka, makutra – ale można też kupić robota kuchennego. Temu tematowi poświecimy być może osobna publikację.

X. Wpływ zachowań mieszkańców gospodarstwa elektroprosumenckiego na autokonsumpcję energii

Zachowanie mieszkańców ma praktycznie zasadniczy i największy wpływ na autokonsumpcję. Jest to najprostszy i najtańszy sposób zwiększenie autokonsumpcji nawet do 100% i to bez magazynu BESS i EMS.

Sprowadza się on do modyfikacji zachowań domowników, dopasowując (synchronizując) czynności wymagające energii do podaży zielonej energii ze słońca. Załączanie pralki, zmywarki, odkurzanie, prasowanie itp. Tylko w okresie, kiedy działają nasze źródła OZE, prowadzi wprost do maksymalizacji autokonsumpcji. Jest w tym oczywiście pewien kompromis pomiędzy „wygodą” robienia rzeczy „tu i teraz” czyli rezygnacją z części naszej wolności na rzecz otaczającego nas naturalnego środowiska, które nieustannie jako cywilizacja degradujemy naszym żądaniem komfortu „tu i teraz”.

Autor zna emerytów, siedzących w domu i bawiących się tym zarządzaniem, z fenomenalnymi efektami (niemal 100% autokonsumcji własnej energii)! Ale jeżeli ktoś ciężko pracuje (i dużo zarabia), i nie chce rezygnować ze swojego wypracowanego komfortu „tu i teraz”, to dla niego właśnie jest domowy magazyn energii BESS z automatyką BMS/EMS, który (odpowiednio dobrany i skonfigurowany), zapewni mu przesunięcie okresów podaży darmowej energii słonecznej, na pożądany okres „tu i teraz”.

Ale będzie go to kosztowało na wstępie sporą inwestycje w BMS i BESS – ponieważ BESS jest najdroższym i najmniej trwałym urządzeniem OZE w naszym domu. Ale czasem warto! Autor sam używa taki zestaw i bardzo to sobie chwali – co zostanie zaprezentowane jako „studia przypadku” poniżej.

Porównajmy dwie instalacje OZE PV – obie w starym układzie net-meteringu (czyli z magazynowaniem nadmiarów energii z OZE w WEK, który „kosztuje” w okresie roku, 20 lub 30% wolumenu oddanej energii).

Większość osób będzie twierdzić, że w takim układzie nie opłacają się im magazyny energii. Prawdą jest, że w nowym „systemie rozliczeń” net-biling BESS mogą się znacznie bardziej opłacać, ze względu na bardzo niską wycenę energii oddawanej do sieci WEK – (por. Fot. 5). Nazwijmy te instalacje: PV 1 – nie posiadająca magazynu energii, ale mająca automatykę BMS/EMS i świadomych użytkowników oraz PV -2 posiadająca automatykę BMS/EMS oraz BESS. Obie mają po ok. 20 kWp i oddając energię do sieci otrzymują 70% wolumenu oddanej energii – wykorzystywanego do ogrzewani budynków zimą.

W obu przypadkach opłaca się im naładować wirtualny magazyn w okresie letnim – ale co potem, kiedy w WEK mamy już energię na zimę? Oddana do WEK nadmiar energii, która nie będzie wykorzystany – przepadnie na rzecz OSD. Kiepski to interes. Dlatego warto jednak w ich przypadku maksymalizować autokonsumpcję, szczególnie jeżeli w gospodarstwie są znaczne odbiorniki energii po zachodzie słońca (tu bojler/pompa ciepła do ciepłej wody użytkowej oraz auta elektryczne).

Byłoby wielką rozrzutnością oddawać energie do WEK rano, po to by jej 70% odzyskać (koszt składowania) po zmroku dla celów ładowania auta elektrycznego przez całą noc. W takim przypadku należy oczywiście rozważyć zakup magazynu BESS pomimo net-meteringu!. Takie działania (oddawanie energii rano by pobrać wieczorem), bez BESS, nie pomagają WEK, tylko psują im „całą misterną robotę” utrzymania parametrów sieci, stąd pojawia się dążenie OSD do „wciśnięcia prosumentom” magazynów BESS, choć przecież nie każdy ma potrzebę używanie znacznej ilości energii po zmroku!

Odpowiedzialny elektroprosument zwiększa do maksimum autokonsumpcję również z tego właśnie powodu – współpracy z KSE. W naszym przykładzie – oba domy są elektroprosumenckie – więc wszystkie odbiorniki energii są „na prąd”, a w takim domu przez 6 miesięcy „chłodnych” (połowa października –połowa kwietnia) cały prąd z OZE jest wykorzystywany do celów grzewczych zintegrowanego automatyką systemu HVACR (Heating, Ventilation, Air-Condtioning, Recuperation) zarządzanego BMS/EMS.

Czyli autokonsumpcja powinna być 100% – i zimą taka jest, nie warto nawet pokazywać zdjęć. Ale w okresach przejściowych (Fot. 1 i 2) widzimy sytuację w październiku, czasem trzeba grzać, czasem jest ciepło i intensywnie świeci słońce – wtedy należy prowadzić rozważną autokonsumpcję – i do tego celu właśnie służy BMS/EMS (lub serowanie ręczne).

Przyjęty do porównania dzień 18.10.2025 jest dosyć reprezentatywny dla okresu grzewczego z pompami ciepła w domu elektroprosumenta.

W obu przypadkach pobrano z sieci znaczne ilości energii (28 i 17 kWh), które jednak pochodziły z „depozytu” elektroprosumenta (net-metering), – a więc były „prawie za darmo”, natomiast cała wyprodukowana przez PV energia w tym dniu została skonsumowana przez budynek, i do sieci WEK nie oddano praktycznie nic (wykazane wartości „sprzedaży energii” na poziomie 0,07 kWh czy 0,71 kWh można uznać za „nierównomierności odczytu”.

W praktyce żaden system inwerterów PV nie jest w stanie idealnie zareagować na zmienność produkcji energii przez OZE oraz zmienność zapotrzebowania na nią w budynku, co powoduje „rozmijania się” w procesie bilansowania – i można przyjąć, że do wartości +/-1 kWh na dobę, rozbieżności występują zawsze i są naturalne.

Dużo trudniej jest utrzymać tak wysoki poziom autokonsumpcji w okresie letnim. Do tego najefektywniej działa podwójny system – połączenie systemów behawioralnego z automatyką domową BMS/EMS Unihome.

W okresie letnim – obydwa domy mają po 100% autokonsumpcji – dzięki automatyce i odpowiedniemu zachowaniu domowników. Oczywiście jeżeli podaż energii znacznie w danym dniu przewyższa zapotrzebowanie domu oraz możliwość załadowania akumulatorów BESS, następuję oddawanie energii do sieci – ponieważ kiedyś trzeba nałapać energii na zimę (niestety dotyczy to tylko net-meteringu).

XI. Czy autokonsumpcja może zaleć od pory roku?

Oczywiście, że tak! To jest jeden z podstawowych problemów nie zrozumienia autokonsumpcji przez „pseudo fachowców” Otóż prawda o OZE PV w Polsce jest taka, że działa ona najbardziej efektywnie tylko przez pół roku, kiedy mamy ponad 80% usłonecznienie w Polsce (godzin słońca). Po tym okresie jest, mówiąc kolokwialnie „zbyt ciemno” i instalacje przez następne pół roku produkują tylko 20% całej rocznej energii.

Czyli z prawidłowo zaprojektowanej i zainstalowanej PV 10 kWp możemy się spodziewać ok. 10.000 kWh rocznie z czego „w okresie ciemnym” ok. 2000 kWh co się przekłada na ok. 300 kWh na miesiąc (średnio), a w okresie od połowy kwietnia do połowy października.

W okresie grzewczym ok. 10 kWh na dobę to mała część zapotrzebowania przeciętnego nieenergooszczędnego budynku w Polsce (a mamy takich prawie 5 milionów!). Czyli do wypełnienia całego zapotrzebowania na grzanie – energia z PV dostarczy nam zimą nikły procent, dlatego tak dobrym rozwiązaniem był net-metering, a tak trudnym jest net-biling.

Podsumowując – mając dużo energii w okresie letnim, możemy ją łatwo używać, jeżeli tylko mamy takie potrzeby dla energii elektrycznej (tu klasycznym przykładem są układy wentylacyjno- klimatyzacyjne HVACR, ciepła woda użytkowa, ale również te mniej oczywiste – jak ładowanie pojazdów elektrycznych, mrożenie żywności czy basen). Natomiast zimą i tak zużywamy najczęściej 100% produkcji dziennej z OZE „na pniu” ponieważ jest jej tak mało, że starcza jedynie na wsparcie standardowego zużycia prądu (poza ogrzewaniem) przez gospodarstwo domowe – a nawet małą firmą. BESS się nie ładuje w tym czasie – ponieważ nie ma czym. Autokonsumpcja zimą powinna wynosić 100% bez żadnych problemów i to bez BESS.

XII. Problem magazynowania energii u prosumenta

Problem jest złożony i niestety musimy na wstępie przypomnieć trochę historii. Dziś, z perspektywy czasu można postawić tezę, że rząd, który w 2016 r. wprowadził nowelizację ustawy o OZE, wprowadzając „upusty” nie miał świadomości co robi i do czego doprowadzi.

W ramach walki politycznej zmieniono już uchwaloną (miała vacatio legis) przez poprzedni rząd (2015) Ustawę o OZE wprowadzającą taryfy FIT (rozwiązanie funkcjonujące w ponad 25 krajach Europy). Nowy Rząd chciał wprowadzić w Polsce dla prosumentów „coś świetnego” – ale bez konsultacji z WEK (szczególnie operatorami OSD i strona społeczną). No i wprowadzono „polski net-metering”, system, który w ten sposób nie działał nigdzie na świecie.

Po 6 latach jego działania okazało się, że jest świetny dla prosumentów, trochę mniej świetny dla państwowych molochów energetycznych (WEK), dla których stanowił realne zagrożenie techniczne. Dowodem na to może być fakt, że 29.10.2021 na komisji sejmowej na której zaproponowano nagle po 5 latach zasadniczą zmianę sposobu rozliczania z net-metering na net-biling (autor uczestniczył w tym spotkaniu aktywnie), determinacja strony rządowej do zmiany tego sposobu rozliczania była wręcz… paniczna.

Sala podzieliła się na dwa obozy – większy, który przez wiele godzin wypowiedzi udowadniał, że taka zmiana drastycznie obniży poziom przyłączeń nowych instalacji PV – i drugi składający się z kilku polityków (oraz Dyrektorów OSD) upierających się przy konieczności natychmiastowych zmian.

Decydentów nie przekonał nawet fakt, że wycofanie się z spowoduje „problemy z realizacją zawartych już wcześniej umów na projekty parasolowe z funduszy UE” – i ten argument w rezultacie spowodował opóźnienie wprowadzenia zmian w Ustawie o OZE (z daty zmiany zatwierdzonej tej nocy 01.01.2022) na 31.03.2022).

W tym właśnie okresie, trzech miesięcy 2022 r. polski rynek PV osiągnął szczyt przyłączeń nie porównywalny z niczym ani wcześniej, ani później. Potem rynek zrozumiał, że „dobrze to już było” i „polska fotowoltaiczna gorączka złota” się skończyła.

Przez wiele miesięcy zaprzeczano spadkowi przyłączeń (nawet fałszując dane statystyczne), ale prawda w końcu wyszła na jaw – dziś już wiemy oficjalnie, że w efekcie zmiany prawa liczba przyłączeń rocznie obniżyła o 60% (i ciągle spada). Niemniej jednak stworzona już wcześniej „baza” – wykonawców, importerów, producentów – była tak duża, że przy tak znacznym obniżeniu atrakcyjności PV przyłączamy w Polsce i tak ok. 300 MWp fotowoltaiki każdego miesiąca od tego czasu, z delikatną tendencją spadkową. Dla porównania – każdego roku nadal przyłączamy 3,5 GWp PV, czyli moc równą planowanej w Polsce elektrowni jądrowej, co plasuje Polskę w piątce najbardziej rozwijających się rynków prosumenckich OZE w Europie. Informacje te, jest niezbędna do zrozumienia, dlaczego kolejne rządy wciskają nam magazyny energii i komu to służy i jak się to ma do autokonsumpcji.

XIII. Problem magazynów energii BESS

Wiele projektów rządowych namawia elektroprosumentów na kupowanie magazynów BESS (i konsekwentnie przechodzenia na system net-biling, czyli wychodzenia z net-meteringu) kompletnie bez analizy ekonomiki takiego działania. Jeżeli ktoś używa od wielu lat telefonów z bateriami LIB (litowo-jonowymi), to wie, że wiara w to, że taka bateria będzie miała całą swoją dostępną pojemność po 5 latach użytkowania – jest utopią.

To samo dotyczy magazynów domowych BESS (ale nie dotyczy samochodów elektrycznych). Nawet Tesla po cichu wycofała się z oferowania PowerWall – pierwszych magazynów BESS na rynku. Jeżeli więc poprawnie policzy się koszt zakupu BESS i możliwości jego użytkowania w okresie 5-10-15 lat, to szybko się okazuje, że nie będzie to dla prosumenta racjonalny wydatek.

Magazyny mogą poprawić autokonsumpcję – ale przy tak niskiej wycenie (konsument może sprzedać jedynie 30% swojej rocznej nadwyżki po ciągle spadającej wycenie RCEm (por. Fot. 5) prądu odkupowanego od niego w net-bilingu, to się po prostu nie opłaca. Praktycznie magazyn BESS jest tak drogi (w amortyzacji), że składowanie w nim energii, daje w efekcie energię droższą niż zakupioną z sieci WEK. Chcąc jednak wykazać się ciągłym rozwojem prosumenckiego OZE, a nie chcąc popełnić błędu rozbuchania rynku ponad miarę (jak było z net-meteringiem), kolejne Rządy robią parcie na sprzedaż (i dotowanie z nadmiaru pieniędzy z ETS) magazynów energii BESS.

Fot. 5. Wykres pokazujący spadki wartości energii oddawanej przez Prosumentów do sieci (RCEm) od początku wprowadzenia net-biling; źródło: WysokieNapięcia.pl

W praktyce, jedynym realnym beneficjentem takiego prosumenckiego magazynu BESS jest spółka OSD, której rozwiązuje on problem peak-shaving – czyli ścinania maksimów (pików) podaży energii wprowadzanej do sieci przez Prosumentów. Istnieją dwa mody pracy takiego ścinania pików (PS) – przesunięcie zapotrzebowania (Fot. 6) oraz wygładzanie pików oddawania przez reakcyjne pobieranie energii do takiego poziomu, aby nie oddawać w danej chwili energii do sieci (Fot. 7).

Można to robić zarówno przez chwilowe zwiększanie zużycia lub przez ładowanie magazynu – w obu przypadkach możemy ratować niewydolną sieć OSD przed falą oddawanej energii. Obie funkcje można realizować z magazynem energii lub bez – zarówno ręcznie (trudne ale możliwe) jak i przez system automatyki budynkowej (BMS/EMS) – droższe ale precyzyjniejsze i nie wymagające stałej uwagi elektroprosumenta.

Fotografie 6 i 7 pokazują dwie metody autokonsumpcji, które skutecznie chronią przed wzrostem wolumenu lub reakcji wyceny energii (nadpodaż prowadzi do cen ujemnych) w sieci. W obu przypadkach beneficjentem takiej regulacji będzie WEK (dokładnie jego spółki OSD).

Jeżeli wzrost podaży będzie powodował problem z utrzymaniem napięcia (czy częstotliwości) – to przez PS dokonany przez Prosumenta zyska OSD. Jeżeli wzrost podaży spowoduje niską wycenę energii na rynku – to dzięki regulacji PS – zyska lub straci spółka obrotu (sprzedawca energii).

Ani napięcie w sieci niskiego napięcia (nN) ani wartość wyceny energii nie przekłada się na warunki dla prosumenta, ponieważ – wysokość napięcia powinna być zagwarantowana przez OSD (zapewnia to Prawo Konsumenckie i Prawo Energetyczne), a bez taryf dynamicznych – nie ma on żadnego benefitu z oddawania czy kupowania w określonych godzinach (płaska taryfa sprzedawcy oraz cena RCEm).

Oczywiście magazyn BESS u OSD będzie miał największy sens. Dobrze dobrany magazyn energii z przesuwnikiem fazowym zamontowany do lokalnego transformatora nN rozwiązuje całkowicie problem wzrostu napięcia na sieci nN – co pokazały jednoznacznie testy przeprowadzone w Ochotnicy Górnej.

Dlatego też, w cywilizowanych krajach, gdzie nie wykorzystuje się społeczeństwa do rozwiązania problemów energetycznych WEK i nie straszy się wzrostami cen energii (które realnie spadają r/r). W takich krajach to właśnie OSD kupują i instalują prosumentom magazyny BESS (np. magazyny energii są dotowane są w 110% we Włoszech czy 80% w Czechach). W Polsce próbuje się to przerzucić na prosumenta.

I tu dochodzimy do klamry. Kolejne rządy Polski od 2000 r, zamiast sprawiedliwie dzielić miliardy euro pochodzące ze sprzedaży naszych nadmiarowych uprawnień CO2 między prosumentów (które są pieniędzmi „znaczonymi” bo powinny rozwijać społeczne OZE) – chcą wspomóc nimi, zdaniem autora, OSD i naprawić grzech pierworodny nielimitowanego (do 31.03.2022) zezwalania na instalowania mikroinstalacji PV (do 50 kWp), które poważnie zamieszały w sieciach niskiego napięcia wszystkich spółek OSD.

Robienie z autokonsumpcji poszukiwanego panaceum na rozwiązanie problemów sieci dystrybucyjnych nie jest ani dobrą ani poprawną drogą. Autokonsumpcja jest dobrym rozwiązaniem, ale trzeba jej najpierw nauczyć społeczeństwo – a potem sponsorować narzędzia do jej lepszego wykorzystania.

XIV. Elektroprosument zbiorowy – jeden z celów działania OSE

Na koniec wypada jeszcze wspomnieć o tworze dziś jeszcze nie istniejącym, do którego będziemy w OSE dążyć. Realizacja idei „elektroprosumenta zbiorowego”, wynikająca wprost z zacytowanej na początku Dyrektywy IEMD (2019/996) jest szczytnym celem.

Celem powołanych OSE jest powstanie jak największej liczny „zarodków” wspólnot dzielących się własnym prądem na zasadach współdzielenie dobra jakim jest „energia ze źródeł odnawialnych” – w przeciwieństwie do energii rozumianej jako „towar” dostarczany przez monopole WEK coraz drożej.

Docelowo rozwinie się to w całe społeczności dzielące się energią na zasadach współdzielenia dóbr OZE i kosztów, co może być najskuteczniejszym antidotum na szerzące się ubóstwo energetyczne oraz zmiany klimatyczne powodowanej przez nieefektywną WEK. W efekcie tak działać będą całe miasta i aglomeracje.

Warto to może zacytować wizjonera i twórcę elektroprosumeryzmu prof. Jana Popczyka, który już w 2020 r. tak przewidywał rozwój polskiego prosumetyzmu: „Pierwsza fala, prosumencka już niesie Kowalskiego do elektroprosumeryzmu. Druga fala – pretendenta-innowatora, dopiero wzbierająca – ma siłę aby donieść tam w horyzoncie 2040 stutysięczne miasto, z otaczającym je powiatem, też stutysięcznym. Trzecia, w postaci pretendenta zbiorowego, wystarczy aby w horyzoncie 2050 uwolnić od paliw kopalnych Warszawę i cały kraj. Wtedy elektroprosumeryzm stanie się podręcznikowym banałem”.

XV. Taryfy dynamiczne u głównych dostawców – jak to wygląda dziś na koniec października 2025?

W Internecie krąży wypowiedź, że prosument który jest w systemie net-metering do roku 2035 będzie pływał jak przysłowiowy „pączek z maśle” i nie powinien sobie zawracać nawet głowy jakimś magazynowaniem energii (innym niż mu prawodawca obiecał jako net-metering). Jest to poniekąd prawdziwe zdanie.

Nie ma aktualnie na rynku takiego magazynu, który składowałby energię przez 15 kolejnych sezonów ze sprawnością 70-80% i kosztował nas jedynie 20-30% wartości rynkowej tej energii. A taki jest właśnie polski net-metering! Natomiast dla elektroprosumentów w net-bilingu, warto zastanowić się nad racjonalizacją konsumpcji i składowaniem, ale tylko z ołówkiem w dłoni.

Kolejne rządy obiecują uruchomienie systemu CSIRE (system rozliczeń online pomiędzy podmiotami WEK) oraz „taryfy dynamiczne” – ale poza słowami niczego z tego nie ma. Umowa jednego z OSD (gruba książka, którą przysłał prosumentowi), którą przeanalizowaliśmy, była niczym poza prawniczym zabezpieczeniem się tego OSD na wszystkie strony – bez żadnych widocznych profitów dla prosumenta.

Oferowane przez wielką piątkę taryfy dynamiczne – to był jakiś „niepełnosprawny karzeł”, by nie powiedzieć żart, w stosunku do tego co obiecywano w zakresie udziału Prosumentów w rynku energii – tego, co byłoby spełnieniem postulatów zapisanych w Dyrektywach RED II oraz IEMD.

Oferowane przez WEK „taryfy dynamiczne” – nie dają prosumentom realnej możliwości uczestnictwa w rynku energii (czyli korzystania z cen ujemnych i zerowych), nie dają możliwości sprzedaży energii w okresach największych cen (szczyt poranny i wieczorny po wycenie giełdowej). Za to jak zwykle ostatnio WEK zaczynają umowę od wprowadzenia do tych usług stałej opłaty handlowej (ponad 400 zł rocznie) i zniechęcania do przejścia na taryfy dynamiczne w pogadankach o energii prowadzonych przez ich konsultantów.

Na szczęście pojawiają się już wspomniane prywatne firmy, które oferują sporo. Oczywiście diabeł tkwi w szczegółach – i to właśnie testujemy już w OSE (i będziemy swoim członkom szczegółowo wyjaśniać). Można jeszcze dodać na koniec, że choć system bieżącej informacji o zużyciu i wprowadzanie energii CSIRE nie działa (nie prawdziwe są ogłaszane w tym względzie komunikaty – system nie nadaje się do celów które miał spełniać), to można odnotować udane regionalne próby dokonywane przez Tauron (we Wrocławiu i Szklarskiej Porębie) instalacji usługi HAN+, polegającej na bieżącym podglądzie wybranych parametrów licznika dwukierunkowego.

Co prawda brak otwartego standardu nie pozwala na zrobienie z tym danymi niczego (np. wprowadzeniu do BMS/EMS) poza podglądem na stronie eLicznik, to jednak można to odnotować jako pojawienie się ładnej witryny sklepowej (sklepu w którym nie można nic kupić, ale ładnie to wygląda na mapie polskiej elektroenergetyki prosumenckiej.


Autor: Jacek Biskupski – doktor nauk ekonomicznych i nauk technicznych, ekspert OZE
Stan prawny i danych: listopad 2025 roku


Projekt realizowany w ramach Inwestycji G1.1.4 Krajowego Planu Odbudowy i Zwiększenia Odporności: Wsparcie dla instytucji wdrażających reformy i inwestycje w ramach REPowerEU

Załaduj więcej... Aktualności

Zobacz również

Aspekty prawne i ekonomiczne spółdzielni oraz wyzwania netmeteringu

Zapraszamy na trzeci i ostatni webinar z serii, poświęcony kluczowym zagadnieniom prawnym …