W piątek, 26 kwietnia 2024 r., w 38. rocznicę katastrofy w Czarnobylu – największej katastrofy przemysłu atomowego w historii – eksperci i ekspertki ocenili konsekwencje planowanej budowy elektrowni jądrowej w Choczewie nad Bałtykiem. Mitem powszechnie funkcjonującym w przestrzeni publicznej Polski jest, że energetyka jądrowa jest niezbędna do stabilizacji systemu energetycznego. Istnieje jednak realna alternatywa w postaci zwiększania oszczędności energii oraz budowy energii z „polskiego” wiatru, słońca i biogazu.
– Czas najwyższy obalić mit, że nie ma alternatywy, że bez atomu nie da się w Polsce odejść od węgla i dojść do neutralności klimatycznej do 2050 r. Ogromne kwoty, które wydamy na energię jądrową można dużo skuteczniej spożytkować rozwijając system zwany elektroprosumeryzmem, oparty w 100% na efektywności energetycznej, rozproszonych, odnawialnych źródłach energii oraz stabilizacji systemu przez wiatraki na morzu, magazyny energii, elektrownie biogazowe, wymianę zagraniczną i elektroinformatykę – mówi Ewa Sufin-Jaquemart, prezeska Fundacji Strefa Zieleni, członkini Zielonych.
Taki scenariusz nie zakłada budowy wielkich bloków wykorzystujących paliwa kopalne i jądrowe, ze wszystkimi ich skutkami dla środowiska. W przeciwieństwie do scentralizowanej energetyki jądrowej, rozproszony i różnorodny system przyczynia się m.in. do integracji lokalnej społeczności wokół wspólnej produkcji energii oraz do zapobiegania ubóstwu energetycznemu. Taki model rozwiązuje też wiele innych problemów, chociażby dostarczając dodatkowych źródeł dochodu rolnikom. Zwiększyłoby to niewątpliwie ich gotowość do transformacji w kierunku rolnictwa dużo bardziej zrównoważonego, zgodnego z celami Europejskiego Zielonego Ładu.
Radosław Gawlik, prezes Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA, były wiceminister ochrony środowiska, który w opozycyjnym ruchu Wolność i Pokój organizował protesty po katastrofie w Czarnobylu, wskazuje, że alternatywa energetyczna powinna polegać na oszczędzaniu energii i wzmacnianiu konkurencyjności gospodarki:
– Zamiast pogłębiać problemy zadłużonych finansów publicznych kraju i wydawać lub gwarantować z budżetu ok. 200 mld zł na 3,75 GW energetyki jądrowej w Choczewie, moglibyśmy, w dużej mierze ze środków prywatnych, postawić za 100 mld zł ok. 4,5 GW mocy w biogazowniach rolniczych i komunalnych, a za drugie 100 mld zł ok. 14,5 GW mocy w wiatrakach na lądzie, co by pozwoliło produkować rocznie prawie trzy razy więcej energii elektrycznej. No i przede wszystkim inwestować w “negawaty” czyli poprawiać efektywność energetyczną i oszczędność energii, wzmacniając konkurencyjność naszej gospodarki.
Drugim szkodliwym mitem wymienianym przez ekspertów jest powielanie informacji, że energia z elektrowni jądrowych jest tania. Ekonomista Dariusz Szwed, ekspert Zielonego Instytutu, wymienia problemy, które niesie budowa elektrowni jądrowej w Choczewie:
– Kolejne rządy mamią nas opowieścią o taniej energii z elektrowni jądrowych. Na początku 2018 roku ówczesny minister energii Tchórzewski z PiS mówił publicznie o kosztach całego “polskiego projektu jądrowego” na poziomie 70-75 mld zł, a premier Morawiecki zapewniał, że do sfinansowania inwestycji jądrowych jest długa kolejka chętnych. W 2024 r. nadal brak modelu finansowania elektrowni jądrowych w Polsce a tym bardziej chętnych do sfinansowania drogich i ryzykownych finansowo “jądrówek”. Jednocześnie rząd Morawieckiego przed oddaniem władzy w 2023 r. dokonał w trybie bezprzetargowym wyboru reaktorów AP1000 korporacji Westinghouse.
Firma Westinghouse budowała przez 15 lat (pierwotny termin 8 lat przekroczony został prawie dwukrotnie) od 2009 r. dwa takie same reaktory AP1000 w już działającej elektrowni Vogtle w stanie Georgia, USA. W Choczewie – w turystyczno-wypoczynkowej gminie nad Bałtykiem – ma powstać największa nad Bałtykiem i w Polsce elektrownia jądrowa o mocy 3 750 MW (3 reaktory w technologii Westinghouse).
– W latach 2009-2024 koszty tej inwestycji w Vogtle wzrosły w USA 2,5-krotnie – z 14 do 35 mld USD (czyli z 56 do 140 mld złotych). Oznacza to, że tylko 3 reaktory AP1000 w Choczewie będą kosztować 210 mld zł, a ewentualne 6 reaktorów planowanych w ramach PPEJ to 420 mld zł. I to przy bardzo ryzykownym założeniu, że budowa reaktorów w Polsce, która nie ma obecnie żadnego doświadczenia w takich inwestycjach, będzie szła nie gorzej niż to miało miejsce w USA – wylicza ekonomista.
Stany Zjednoczone mają największą flotę reaktorów jądrowych na świecie i kilkudziesięcioletnie doświadczenie w ich budowie i eksploatacji, ale praktycznie zaprzestano budowy nowych reaktorów atomowych w USA.
Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA zapowiedziało wniesienie kolejnych opinii eksperckich w trwającym postępowaniu środowiskowym dotyczącym planowanej budowy pierwszej elektrowni jądrowej w gminie Choczewo. Wcześniej naukowcy podnosili też istotny wpływ na środowisko przyrodnicze i temperaturę wody Bałtyku (przez zastosowanie wariantu z otwartym obiegiem chłodzenia), a także zagrożenie dla bezpieczeństwa energetycznego Polski.