Stowarzyszenie EKO-UNIA przetłumaczyło ciekawy artykuł o sytuacji w USA, który wpisuje się w obecny trend rosnącego zainteresowania informacjami o jakości powietrza w miejscach zamieszkanych przez ludzi oraz wpływie zanieczyszczeń na ich stan zdrowia.*
Artykuł mówi o emisji zanieczyszczeń z rur wydechowych pojazdów i ich wpływie na poziom zachorowań na białaczkę u dzieci. Przywołano w nim słowa Vickie Boothe – naukowca ds. zdrowia i głównego autora opracowania naukowego wykazującego te zależności, stanowiące, że “u dzieci, u których zdiagnozowano białaczkę prawdopodobieństwo, że żyły w pobliżu ruchliwych dróg wzrastało do 50% w porównaniu do dzieci bez białaczki”. Jednocześnie dodaje się, że “podczas gdy badania wykazały powyższą zależność, nie udowadniają, że mieszkanie w pobliżu ruchliwej drogi powoduje białaczkę.”
Tę dwoistość zjawiska opisuje dobrze słynne powiedzenie Wałęsy “za, a nawet przeciw”. Prawdopodobieństwo zachorowania dzieci na białaczkę wzrasta o 50%, gdy mieszkają przy ruchliwych drogach, ale to jeszcze nie dowód, że dziecko mieszkające przy ruchliwej ulicy zachoruje. Czy właśnie znaczny wzrost zachorowań na białaczkę z powodu dużego natężenia spalin nie jest tutaj logicznym wnioskiem? Prawdopodobieństwo wzrasta o 50%, zatem statystycznie co drugie dziecko w stosunku do grupy nienarażonej na spaliny zachoruje. Skąd się bierze taka ostrożność urzędników amerykańskich? Dlaczego naukowcy i urzędnicy mówią, że badania potwierdzają wpływ emisji komunikacyjnych na zachorowania na białaczkę, ale za każdym razem musimy go indywidualnie udowodnić?
Porównajmy sytuację dotyczącą zanieczyszczenia powietrza przez dym papierosowy. Dziś już nikt nie kwestionuje większego prawdopodobieństwa zachorowania m.in. na nowotwory u palaczy aktywnych i biernych. Warto jednak pamiętać, że jeszcze całkiem niedawno zaprzeczano istnieniu negatywnego wpływu palenia na zdrowie. Gdy ktoś zachorował, od lekarzy często można było usłyszeć standardowe stwierdzenie “Nie ma dowodów, że to wpływ dymu i papierosów”. Dziś już wiemy, że problemem było przejęcie odpowiedzialności przez koncerny tytoniowe za zdrowie palaczy i narażenie ich na konieczność wypłaty wielkich kwot pieniężnych w ramach odszkodowań za utratę zdrowia czy życia.
Sądzę, że o to samo chodzi dziś w sprawie stwierdzenia szkodliwego wpływu emisji z rur wydechowych. Dla jego udowodnienia nie potrzebujemy naukowców, gdyż już dzieci ze szkoły podstawowej wiedzą, że spaliny pojazdów są trujące dla ludzi. Problem dotyczy w szczególności dzieci, ponieważ często chodzą wzdłuż dróg do szkoły i oddychają spalinami samochodowymi. Jeśli dziecko (także dorosły) na co dzień oddycha powietrzem zanieczyszczonym spalinami, bo mieszka blisko ruchliwej drogi, będzie częściej chorował na takie choroby jak astma, różne alergie czy białaczka.
Myślę, że wyraźne stwierdzenie omawianej zależności w zmotoryzowanych Stanach Zjednoczonych, gdzie nie ma chodników, a prawie wszyscy mają auta, gdzie wielki sztab prawników jest gotowy do walki z właścicielem dróg (państwem) o odszkodowania na rzecz chorych dzieci, oznacza wkroczenie w jeszcze bardziej znaczącą politykę i rozpoczęcie większej rewolucji niż w sytuacji wcześniejszego zwalczania koncernów tytoniowych. Uważam, że dlatego też spotykamy się z tak dużą ostrożnością w formułowaniu jasnych konkluzji.
Polskę też czeka rewolucja w zakresie dbałości o czystość powietrza. To dziedzina całkowicie zaniedbana. Wiemy z badań, że w aglomeracjach naszego kraju są dwa główne źródła zanieczyszczenia powietrza. Po pierwsze jest to niska emisja z pojazdów spalinowych, po drugie niska emisja pochodzącą ze spalania węgla i to przede wszystkim z prywatnych pieców, palenisk czy kominków.
Społeczna inicjatywa na rzecz czystości powietrza i ratowanie zdrowia ludzi przeprowadzona w ubiegłym roku w Małopolsce pod nazwą Krakowski Alarm Smogowy odniosła zaskakujący sukces. Długotrwałą kampanią, prowadzoną m.in. na ulicach, przekonano władze o konieczności wyeliminowania węgla jako paliwa stosowanego w ogrzewaniu domów w Krakowie. W zamian w ciągu następnych 4 lat mają być zastosowane i dofinansowane przez władze inne alternatywne źródła energii. W kraju kultywującym święto górników, tzw. Barbórkę, w kraju, gdzie od czasów komuny bezkrytycznie stawia się na piedestale górników i “czarne złoto”, można to chyba uznać za początek rewolucji.
W ubiegłym roku przedstawiciele Światowej Organizacji Zdrowia w Polsce ogłosili, że według ich badań spalanie węgla w Polsce, a dokładniej tylko jeden z produktów ubocznych spalania, tj. pyły zawieszone (bardzo drobne cząstki, które wnikają do płuc i krwioobiegu człowieka) skracają życie człowieka przeciętnie o 9 miesięcy. To jedynie wyliczenie statystyczne. U jednej osoby może to oznaczać 1 miesiąc, u innej 5 lat. Skrócenie życia o 9 miesięcy nie brzmi dobrze, ale o 5 lat brzmi już jak bardzo poważny problem.
Lawina ruszyła. Poprawiliśmy stan czystości wód w Polsce. Każdy wędkarz to potwierdzi. W powietrzu mamy jednak regres – w piecach pali się byle jakim węglem, czasem śmieciami, spalin samochodowych też nikt nie kontroluje. Wciąż jest jeszcze mnóstwo pojazdów, które kopcą, dymią i w świetle prawa w ogóle nie powinny jeździć po drogach, a jeżdżą! Jest tu wiele do zrobienia.
Zdrowie to powód, dla którego zarówno chroniący klimat, jak i Ci, którzy negują jego zmiany godzą się z obniżaniem niskiej emisji.
Radosław Gawlik
Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA
  ; Partia Zieloni
*http://www.eko.org.pl/index_news.php?dzial=2&;kat=20&art=1168
]]>