Home Aktualności PR zamiast zmiany polityki wobec zieleni Wycinka drzew i krzewów we Wrocławiu dalej trwa

PR zamiast zmiany polityki wobec zieleni Wycinka drzew i krzewów we Wrocławiu dalej trwa

0
0
miasto ogrod

Małgorzata Tracz, przewodnicząca Koła Wrocławskiego Partii Zieloni, powiedziała: “Mimo PR-owych gestów prezydenta Dutkiewicza, polegających na deklarowaniu sadzenia drzew, technokratyczna polityka miasta wobec zieleni się nie zmienia. Wizja miasta betonowego przeważa nad wizją miasta przyjaznego mieszkańcom. Urzędnicy decydują lekką ręką o wycince starych drzew pod kolejne inwestycje. W zamian dostajemy obietnice nasadzenia 30 tys. młodych drzew do 2018 r. To żadna rekompensata”. Zieloni w samorządowej kampanii wyborczej zaproponowali koncepcję Miasta Ogrodu. Obejmuje ona m.in. takie elementy jak: bezwzględna ochrona terenów zielonych, w tym ogrodów działkowych; koncepcja Zielonej Sieci, czyli połączenia różnych terenów w spójną żywą sieć transportową: ścieżek rowerowych i pieszych; zmniejszenie intensywności wykaszania i wygrabiania łąk i trawników, fachowa pielęgnacja drzew i krzewów; a także zmiana planowania przestrzennego i projektów architektonicznych zmierzająca do ochrony zieleni i starych drzew. Miasto na wpadkach PR niewiele się uczy. W kampanii prezydent Dutkiewicz deklarował przed starymi platanami, że nie będą wycięte. Po czym okazało się, że nikt nie miał zamiaru ich wycinać. Dorota Danowska ze Stowarzyszenia MiastoDrzew: ” Prezydent oświadczył, że nasadzone będą nowe drzewa za wycinane przy inwestycji na Widawie 3 tys. drzew. Ale o tych drzewach nie decyduje Urząd Miasta a Dolnośląski Zarząd Melioracji i Urządzeń Wodnych (DZMiUW) – nikt z urzędników, nie sprawdził DZMiUW. Okazuje się, że przy tej inwestycji wycina się w rzeczywistości 12 tys. drzew! Najwyższy czas aby prezydent Dutkiewicz uporządkował politykę wobec zieleni w swoim urzędzie. Czas też, żeby urzędnicy nauczyli się rzetelnie liczyć, aby były osoby odpowiedzialne za podejmowane decyzje i przede wszystkim, aby urzędnicy zrozumieli, że żadne nasadzenia nie zrekompensują utraty bezcennego dla każdego miasta starodrzewu.” Apelujemy o szeroką debatę publiczną w kwestii zieleni, więcej konsultacji społecznych z radami osiedli i mieszkańcami Wrocławia przy planowaniu kolejnych inwestycji oraz wybór fachowych firm pielęgnujących zieleń miasta. “Chciałbym wierzyć, że powołana przy prezydencie Dutkiewiczu Rada do spraw Ekologii i Zieleni zmieni politykę miasta i nie pozostanie jedynie bytem fasadowym, jak np. Wrocławska Rada Pożytku Publicznego, której przez 3 lata byłem członkiem”- powiedział Radosław Gawlik, ze Stowarzyszenia Ekologicznego EKO-UNIA. Apelujemy o Miasto Ogród, a nie miasto hałasu i betonu! Czas zmienić postrzeganie przez magistrat drzew jako przeszkód inwestycyjnych i intruzów miejskich. Potrzebna jest edukacja dotycząca  roli zieleni w mieście. Czekamy na rzeczywistą zmianę polityki wobec przestrzeni miasta i zieleni. Kontakt: Małgorzata Tracz – Koło Wrocławskie Partii Zieloni, tel. 691 755 458 Dorota Danowska – Stowarzyszenie miastoDrzew, tel. 790 387 887 Radosław Gawlik- Stowarzyszenie Ekologiczne EKO-UNIA, tel. 605 037 417 Wrocław 4.2.2015r


drzewa1 MATERIAŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ MIESZKANKĘ WROCŁAWIA,  woluntariuszkę, która wysłała go do partii Zieloni oraz prosiła o pozostanie   anonimową Koło Wrocławskie Partii Zieloni, styczeń 2015r
Śmierć zieleni we Wrocławiu za rządów Dutkiewicza
Jeden obraz, który mówi wszystko o traktowaniu zieleni przez obecne władze Wrocławia. Zmasakrowane, “pielęgnacyjnie” okaleczone drzewo na terenie jednego z biur obsługi klienta Urzędu Miasta przy alei (sic!) M. Kromera 44.

Problem: Zacofanie cywilizacyjne, ograniczenia kulturowe, ignorancja i brak wrażliwości społecznej władz Wrocławia

Cywilizowane miasta przyjazne ludziom starają się konstruować swoją przestrzeń tak, by zapewnić mieszkańcom dostęp do terenów zielonych – co najmniej w odległości 300 m każdy powinien znaleźć wytchnienie w zielonym zadbanym otoczeniu. Jest to szczególnie ważne w czasach, gdy mamy do czynienia z wysokim poziomem zanieczyszczeń powietrza, gdy zachodzą zmiany klimatyczne, a letnie upały doprowadzają rozgrzane miasta do stanu, gdzie ludziom trudno żyć. Po wielotysięcznych wycinkach drzew i likwidacji wielu terenów zielonych we Wrocławiu obszar drogocennej dla życia zieleni w mieście nie przekracza 10%. To daleko mniej niż 30% Berlina i 40% Hamburga, ale także dużo mniej od innych miast w Polsce, np. Warszawa ma 14% terenów zielonych. Wrocławskie podejście do tematu obrazuje wypowiedź miejskiej urzędniczki o cisach rosnących na Świdnickiej: “Cisy to sobie mogą być w parku”. Cisów na Świdnickiej już nie ma. Parków także nie przybywa.

Problem: Lepszy beton od zieleni

Europejskie miasta przeszły już chorobę betonizacji, teraz stawia się na powrót do proekologicznych rozwiązań przywracających życie w miastach, odtwarza się zielone miejsca. Wrocław ignoruje nowoczesne trendy i wydaje publiczne pieniądze na działania odwrotne – zamiast zieleni beton, ew. kamień. Przykład: Bezsensowne betonowanie, brukowanie, asfaltowanie. Tam, gdzie zieleń mogłaby wzbogacać estetykę miasta, dawać tlen i wytchnienie ludziom – pustynne nieużytki, na dodatek opalikowane. To przecież kosztuje więcej niż przedłużenie pasa zieleni, nasadzenie kilku drzew i krzewów, posianie trawy. Czy to efekt działania lobby betonowego? Ktoś na tym zarabia? Problem: Zniszczenia pod przykrywką “pielęgnacji”, czyli liczy się tylko kasa Raz lub dwa razy w roku z obłokiem dymów ze spalinowych pił, kos i kosiarek, przy w wyciu i jęku silników tych urządzeń wkraczają do akcji ludzie zatrudnieni przez firmy, które wygrały przetargi organizowane przez np. Wrocławskie Mieszkania – miejską spółkę zarządzającą zasobami komunalnymi albo w inny sposób dostały zlecenia na tzw. “pielęgnację” zieleni. Ludzie ci w większości nie mają nawet podstawowej wiedzy uprawniającej ich do tego, co robią. “Kazali ciąć, to tniemy”. I lecą gałęzie, zostają poranione kikuty drzew i krzewów, które dodatkowo zostają narażone na atak chorób grzybowych, uszkodzenia mrozowe. Wyglądem przy tym tylko straszą zamiast robić to, co potrafią same z siebie bardzo dobrze – cieszyć oczy ludzi, dawać schronienie ptakom, pożytecznym owadom, dostarczać tlen i pochłaniać zanieczyszczenia. Drzewa i krzewy są nie tylko okaleczane, ale przez bezrozumne działania dochodzi do kolejnych strat – przycięcie np. ogników jesieni ą oznacza, że przestają one pełnić swoją rolę dekoracyjną oraz nie dadzą pożywienia ptakom przez dwa kolejne lata (roślina kwitnie na pędach ubiegłorocznych). To zwykła dewastacja i zubażanie środowiska oraz niszczenie wartości estetycznej zieleni. Wszystko to jest opłacane z naszych podatków! Ostatnio ktoś podjął decyzję o cięciu krzewów forsycji np. w Parku Słowackiego – tuż przed rozpoczęciem okresu kwitnienia tych krzewów. Czy zieleń w mieście jest po to, by ktoś mógł na niej zarabiać, niszcząc ją?

Problem: Łatwiej uśmiercić niż leczyć

Wystarczy, że w czasie wiatru odłamie się kawałek gałęzi drzewa, już powstaje pretekst pod hasłem “zagrożenie” i szybko wydawane są decyzje o wycinkach. Drzew się nie leczy, nie ratuje, nie chroni przed zniszczeniami, gdy rosną w miejscach narażonych np. na uszkodzenia spowodowane źle uregulowaną komunikacją.

Problem: Brak spójnej wizji utrzymania i poszanowania przyrody (nie tylko zieleni) w mieście. Brak odpowiedzialnego zarządzania dot. przyrody i lekceważenie związanych z tym potrzeb mieszkańców.

Oprócz ruchów społecznych i aktywności pojedynczych mieszkańców zieleń w mieście nie ma żadnego adwokata – nikogo, kto w sposób niezależny i profesjonalny monitorowałby i bronił tereny zielone przed zniszczeniem lub likwidacją. Wydział Środowiska wydaje jedynie decyzje o wycinkach, nie nakazuje leczenia drzew, nie zmusza inwestorów do szukania rozwiązań, by inwestycja nie pozbawiała wrocławian drzew i krzewów.

Problem: Władze Wrocławia demonstracyjnie lekceważą zielony aspekt funkcjonowania miasta

W planach inwestycyjnych, w ogłaszanych przez miasto konkursach architektonicznych w ogóle nie uwzględniany jest wymóg dostosowania projektowanych obiektów do istniejących warunków przyrodniczych ze szczególnym uwzględnieniem ochrony rosnących już na danym terenie drzew oraz wymogiem zachowania minimalnej powierzchni przeznaczonej na zagospodarowaną zieleń. W mieście każdy, KAŻDY obiekt powinien posiadać teren zielony, choćby w postaci zielonych ścian porośniętych bluszczem lub winoroślą (niekoniecznie wymyślną konstrukcją za ciężkie pieniądze, którą zafundował sobie urząd miejski na Zapolskiej). Miejska zieleń musi wpisywać się w potrzeby ekosystemu – całej przyrody. W mieście praktycznie przestają istnieć krzewy dające schronienie małym ptakom, których populacja drastycznie zmniejsza się z każdym rokiem. Gdyby było ich więcej, nie mielibyśmy takich problemów z komarami, z szkodnikami atakującymi rośliny, w tym ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem trzebiącym kasztanowce (wróble nauczyły się w ciągu ostatnich lat wyjadać ich larwy z liści). Do zimowego utrzymania dróg Wrocław wciąż stosuje szkodliwy nie tylko dla zieleni, ale i podwozi samochodów oraz obuwia chlorek sodu. Mimo łagodnych zim i związanych z tym oszczędności niema decyzji o przejściu na stosowanie chlorku magnezu, który nie niszczy, a wręcz jest korzystny dla roślin – użyźnia glebę, jest przy tym  obojętny dla zwierząt, nie powoduje korozji samochodów; nie niszczy też obuwia.

Problem: Nie wiem, zrobię źle, ale nie zapytam tych, którzy wiedzą

Wrocławskie uczelnie co roku opuszczają rzesze absolwentów wykształconych w dziedzinach, które zarządzający wrocławską przestrzenią i zielenią ignorują – architekci krajobrazu, przyrodnicy, projektanci terenów zielonych itp., itd. Wrocław sprawia wrażenie jakby nie wiedział o ich istnieniu. Ich wiedza pomogłaby w harmonijny sposób wpisywać zieleń w miejską przestrzeń – zwłaszcza tam, gdzie prowadzone są remonty i inwestycje. Wszystkie inwestycje prowadzone w mieście powinny już na etapie projektu być konsultowane z architektami krajobrazu, projektantami zieleni i z założenia nakładać na wykonawców obowiązek dostosowania się do zastanej przestrzeni, w szczególności istniejących nasadzeń (starodrzew, cenne gatunki i okazy roślinności). Przykłady betonujących miasto inwestycji odbierających wrocławianom zieleń: Projekt amfiteatru – betonowych schodów na Bulwarze Dunikowskiego. Narodowe Forum Muzyki – zamiast drzew dużo kamienia i betonu, zieleń w donicach. Kolejna niepotrzebna na przesyconym rynku galeria handlowa na dworcu PKS. Biurowiec na ul. Peronowej przy Dworcu Głównym.

Problem: Władze Wrocławia arogancko traktują mieszkańców, nie informują o wycinkach, utrudniają dostęp do informacji na ten temat

Kilkudziesięcioletnie drzewo rosnące na jakiejkolwiek działce w obrębie miasta to dobro nie tylko należące do właściciela działki, ale element cenny dla całej lokalnej społeczności, mający wpływ na środowisko danego terenu. Niestety – gdy zapada decyzja o wycince, to jest to niemal informacja tajna. Wydział Środowiska żąda napisania podania oraz wniesienia opłaty, gdy chcemy dowiedzieć się, czy wydał na to zgodę. Ściętego drzewa uratować się nie da. Gdy jeszcze rośnie, jest wiele możliwości – można je leczyć, można porozumieć się z właścicielem działki, bo być może jego plany inwestycyjne kolidujące z nasadzeniami można zmodyfikować, gdy przekonująco uargumentuje się rolę, jaką spełnia drzewostan dla mieszkańców. Dzięki jawnej informacji można też uniknąć podejrzeń o nierzetelność w ocenie stanu drzewa, a także ułatwić społeczną kontrolę nad tym, czy inwestor wywiązuje się z obowiązku nasadzeń zastępczych. drzewa1 Drzewa w mieście nie są własnością urzędników, one należą do wrocławian – przeszłych, obecnych i przyszłych pokoleń. Brak szacunku dla nich oznacza brak szacunku dla ludzi. MATERIAŁ PRZYGOTOWANY PRZEZ MIESZKANKĘ WROCŁAWIA, woluntariuszkę, która wysłała go do partii Zieloni oraz prosiła o pozostanie   anonimową                                                Koło Wrocławskie Partii Zieloni, styczeń 2015r
Śmierć zieleni we Wrocławiu za rządów Dutkiewicza
Jeden obraz, który mówi wszystko o traktowaniu zieleni przez obecne władze Wrocławia. Zmasakrowane, “pielęgnacyjnie” okaleczone drzewo na terenie jednego z biur obsługi klienta Urzędu Miasta przy alei (sic!) M. Kromera 44.

Problem: Zacofanie cywilizacyjne, ograniczenia kulturowe, ignorancja i brak wrażliwości społecznej władz Wrocławia

Cywilizowane miasta przyjazne ludziom starają się konstruować swoją przestrzeń tak, by zapewnić mieszkańcom dostęp do terenów zielonych – co najmniej w odległości 300 m każdy powinien znaleźć wytchnienie w zielonym zadbanym otoczeniu. Jest to szczególnie ważne w czasach, gdy mamy do czynienia z wysokim poziomem zanieczyszczeń powietrza, gdy zachodzą zmiany klimatyczne, a letnie upały doprowadzają rozgrzane miasta do stanu, gdzie ludziom trudno żyć. Po wielotysięcznych wycinkach drzew i likwidacji wielu terenów zielonych we Wrocławiu obszar drogocennej dla życia zieleni w mieście nie przekracza 10%. To daleko mniej niż 30% Berlina i 40% Hamburga, ale także dużo mniej od innych miast w Polsce, np. Warszawa ma 14% terenów zielonych. Wrocławskie podejście do tematu obrazuje wypowiedź miejskiej urzędniczki o cisach rosnących na Świdnickiej: “Cisy to sobie mogą być w parku”. Cisów na Świdnickiej już nie ma. Parków także nie przybywa.

Problem: Lepszy beton od zieleni

Europejskie miasta przeszły już chorobę betonizacji, teraz stawia się na powrót do proekologicznych rozwiązań przywracających życie w miastach, odtwarza się zielone miejsca. Wrocław ignoruje nowoczesne trendy i wydaje publiczne pieniądze na działania odwrotne – zamiast zieleni beton, ew. kamień. Przykład: Bezsensowne betonowanie, brukowanie, asfaltowanie. Tam, gdzie zieleń mogłaby wzbogacać estetykę miasta, dawać tlen i wytchnienie ludziom – pustynne nieużytki, na dodatek opalikowane. To przecież kosztuje więcej niż przedłużenie pasa zieleni, nasadzenie kilku drzew i krzewów, posianie trawy. Czy to efekt działania lobby betonowego? Ktoś na tym zarabia? Inne przykłady, gdzie przy okazji remontów beton i kamień wygrał z zielenią, gdzie zaburzone są proporcje w ilości zieleni do powierzchni wybrukowanych: Rynek Plac przy katedrze św. Marii Magdaleny placyk Szewska/Wita Swosza Nowy Targ Rynek Psiego Pola

Problem: Zniszczenia pod przykrywką “pielęgnacji”, czyli liczy się tylko kasa

Raz lub dwa razy w roku z obłokiem dymów ze spalinowych pił, kos i kosiarek, przy w wyciu i jęku silników tych urządzeń wkraczają do akcji ludzie zatrudnieni przez firmy, które wygrały przetargi organizowane przez np. Wrocławskie Mieszkania – miejską spółkę zarządzającą zasobami komunalnymi albo w inny sposób dostały zlecenia na tzw. “pielęgnację” zieleni. Ludzie ci w większości nie mają nawet podstawowej wiedzy uprawniającej ich do tego, co robią. “Kazali ciąć, to tniemy”. I lecą gałęzie, zostają poranione kikuty drzew i krzewów, które dodatkowo zostają narażone na atak chorób grzybowych, uszkodzenia mrozowe. Wyglądem przy tym tylko straszą zamiast robić to, co potrafią same z siebie bardzo dobrze – cieszyć oczy ludzi, dawać schronienie ptakom, pożytecznym owadom, dostarczać tlen i pochłaniać zanieczyszczenia. Drzewa i krzewy są nie tylko okaleczane, ale przez bezrozumne działania dochodzi do kolejnych strat – przycięcie np. ogników jesieni ą oznacza, że przestają one pełnić swoją rolę dekoracyjną oraz nie dadzą pożywienia ptakom przez dwa kolejne lata (roślina kwitnie na pędach ubiegłorocznych). To zwykła dewastacja i zubażanie środowiska oraz niszczenie wartości estetycznej zieleni. Wszystko to jest opłacane z naszych podatków! Ostatnio ktoś podjął decyzję o cięciu krzewów forsycji np. w Parku Słowackiego – tuż przed rozpoczęciem okresu kwitnienia tych krzewów. Czy zieleń w mieście jest po to, by ktoś mógł na niej zarabiać, niszcząc ją?

Problem: Łatwiej uśmiercić niż leczyć

Wystarczy, że w czasie wiatru odłamie się kawałek gałęzi drzewa, już powstaje pretekst pod hasłem “zagrożenie” i szybko wydawane są decyzje o wycinkach. Drzew się nie leczy, nie ratuje, nie chroni przed zniszczeniami, gdy rosną w miejscach narażonych np. na uszkodzenia spowodowane źle uregulowaną komunikacją.

Problem: Brak spójnej wizji utrzymania i poszanowania przyrody (nie tylko zieleni) w mieście. Brak odpowiedzialnego zarządzania dot. przyrody i lekceważenie związanych z tym potrzeb mieszkańców.

Oprócz ruchów społecznych i aktywności pojedynczych mieszkańców zieleń w mieście nie ma żadnego adwokata – nikogo, kto w sposób niezależny i profesjonalny monitorowałby i bronił tereny zielone przed zniszczeniem lub likwidacją. Wydział Środowiska wydaje jedynie decyzje o wycinkach, nie nakazuje leczenia drzew, nie zmusza inwestorów do szukania rozwiązań, by inwestycja nie pozbawiała wrocławian drzew i krzewów.

Problem: Władze Wrocławia demonstracyjnie lekceważą zielony aspekt funkcjonowania miasta

W planach inwestycyjnych, w ogłaszanych przez miasto konkursach architektonicznych w ogóle nie uwzględniany jest wymóg dostosowania projektowanych obiektów do istniejących warunków przyrodniczych ze szczególnym uwzględnieniem ochrony rosnących już na danym terenie drzew oraz wymogiem zachowania minimalnej powierzchni przeznaczonej na zagospodarowaną zieleń. W mieście każdy, KAŻDY obiekt powinien posiadać teren zielony, choćby w postaci zielonych ścian porośniętych bluszczem lub winoroślą (niekoniecznie wymyślną konstrukcją za ciężkie pieniądze, którą zafundował sobie urząd miejski na Zapolskiej). Miejska zieleń musi wpisywać się w potrzeby ekosystemu – całej przyrody. W mieście praktycznie przestają istnieć krzewy dające schronienie małym ptakom, których populacja drastycznie zmniejsza się z każdym rokiem. Gdyby było ich więcej, nie mielibyśmy takich problemów z komarami, z szkodnikami atakującymi rośliny, w tym ze szrotówkiem kasztanowcowiaczkiem trzebiącym kasztanowce (wróble nauczyły się w ciągu ostatnich lat wyjadać ich larwy z liści). Do zimowego utrzymania dróg Wrocław wciąż stosuje szkodliwy nie tylko dla zieleni, ale i podwozi samochodów oraz obuwia chlorek sodu. Mimo łagodnych zim i związanych z tym oszczędności niema decyzji o przejściu na stosowanie chlorku magnezu, który nie niszczy, a wręcz jest korzystny dla roślin – użyźnia glebę, jest przy tym  obojętny dla zwierząt, nie powoduje korozji samochodów; nie niszczy też obuwia.

Problem: Nie wiem, zrobię źle, ale nie zapytam tych, którzy wiedzą

Wrocławskie uczelnie co roku opuszczają rzesze absolwentów wykształconych w dziedzinach, które zarządzający wrocławską przestrzenią i zielenią ignorują – architekci krajobrazu, przyrodnicy, projektanci terenów zielonych itp., itd. Wrocław sprawia wrażenie jakby nie wiedział o ich istnieniu. Ich wiedza pomogłaby w harmonijny sposób wpisywać zieleń w miejską przestrzeń – zwłaszcza tam, gdzie prowadzone są remonty i inwestycje. Wszystkie inwestycje prowadzone w mieście powinny już na etapie projektu być konsultowane z architektami krajobrazu, projektantami zieleni i z założenia nakładać na wykonawców obowiązek dostosowania się do zastanej przestrzeni, w szczególności istniejących nasadzeń (starodrzew, cenne gatunki i okazy roślinności). Przykłady betonujących miasto inwestycji odbierających wrocławianom zieleń: Projekt amfiteatru – betonowych schodów na Bulwarze Dunikowskiego. Narodowe Forum Muzyki – zamiast drzew dużo kamienia i betonu, zieleń w donicach. Kolejna niepotrzebna na przesyconym rynku galeria handlowa na dworcu PKS. Biurowiec na ul. Peronowej przy Dworcu Głównym.

Problem: Władze Wrocławia arogancko traktują mieszkańców, nie informują o wycinkach, utrudniają dostęp do informacji na ten temat

Kilkudziesięcioletnie drzewo rosnące na jakiejkolwiek działce w obrębie miasta to dobro nie tylko należące do właściciela działki, ale element cenny dla całej lokalnej społeczności, mający wpływ na środowisko danego terenu. Niestety – gdy zapada decyzja o wycince, to jest to niemal informacja tajna. Wydział Środowiska żąda napisania podania oraz wniesienia opłaty, gdy chcemy dowiedzieć się, czy wydał na to zgodę. Ściętego drzewa uratować się nie da. Gdy jeszcze rośnie, jest wiele możliwości – można je leczyć, można porozumieć się z właścicielem działki, bo być może jego plany inwestycyjne kolidujące z nasadzeniami można zmodyfikować, gdy przekonująco uargumentuje się rolę, jaką spełnia drzewostan dla mieszkańców. Dzięki jawnej informacji można też uniknąć podejrzeń o nierzetelność w ocenie stanu drzewa, a także ułatwić społeczną kontrolę nad tym, czy inwestor wywiązuje się z obowiązku nasadzeń zastępczych. Drzewa w mieście nie są własnością urzędników, one należą do wrocławian – przeszłych, obecnych i przyszłych pokoleń. Brak szacunku dla nich oznacza brak szacunku dla ludzi.]]>

Załaduj więcej... Aktualności

Zobacz również

Wakacje ze śmieciami. Czy system kaucyjny oczyści środowisko?

Polskie tereny wypoczynkowe, jak plaże, jeziora, lasy i góry wciąż toną w śmieciach. I cho…