W listopadowym numerze „Dzikiego Życia” (11/317 2020) – pisma wydawanego przez stowarzyszenie PRACOWNIA NA RZECZ WSZYSTKICH ISTOT – ukazały się teksty poświęcone Polom Osobowickim.
Za zgodą redakcji udostępniamy poniżej zapis rozmowy, jaką z ekspertami z różnych dziedzin przyrodniczych przeprowadził Radosław Gawlik i zachęcamy do sięgnięcia również po papierowe wydania pisma, gdzie można m.in. znaleźć dopełniający ten temat artykuł Aleksandry Gierko „Berliński wzorzec zagospodarowania byłych pól irygacyjnych”.
Pola Osobowickie. Czy Wrocław doczeka się rezerwatu? Z Grzegorzem Orłowskim, Aleksandrą Kolanek i Pawłem Kisielem rozmawia Radosław Gawlik
Wrocławskie pola irygacyjne przez ponad 130 lat przyjmowały ścieki Wrocławia, stając się, z racji obfitości wody, obszarem bardzo bogatym przyrodniczo. Po uruchomieniu wrocławskiej oczyszczalni ścieków zakończono ich eksploatację w 2015 r., ale niestety, mimo upływu kolejnych lat, nie jest realizowana obietnica władz miasta związana z wprowadzeniem tam zastępczego nawadniania. Dostarczenie wody na Pola Osobowickie (to coraz powszechniej stosowana nazwa tego terenu), jak podkreślają specjaliści z różnych dziedzin, jest podstawowym warunkiem zachowania bezcennego ekosystemu, powstrzymania katastrofy ekologicznej związanej z przemieszczaniem się metali ciężkich i skażeniem sąsiedniego obszaru Natura 2000 „Dolina Widawy”, a także zmniejszeniem ryzyka pożarów przesuszonych łąk i trzcinowisk.
Upominają się o to wrocławscy naukowcy, organizacje ekologiczne, społeczne, a także sami mieszkańcy. Powstają zarówno liczne pisma, odezwy, apele, jak i fachowe ekspertyzy oraz opracowania, które mają przekonać władze Wrocławia do podjęcia właściwych decyzji – przede wszystkim powrotu do planów nawadniania i ochrony tego terenu.
Stojące za tym argumenty przedstawią zaproszeni przeze mnie eksperci: prof. Grzegorz Orłowski – ceniony ornitolog, Paweł Kisiel – prezes Dolnośląskiego Ruchu Ochrony Przyrody oraz Aleksandra Kolanek – prezeska Towarzystwa Herpetologicznego NATRIX.
Radosław Gawlik: Przerabiamy właśnie globalną lekcję o nazwie Covid-19, której ważną częścią jest powszechne uświadamianie powiązań funkcjonujących w naturze, a także wartości jaką ma dostęp do niej zwłaszcza dla mieszkańców zatłoczonych miast. W tym kontekście jeszcze bardziej niż wcześniej dziwi fakt, że z dużych polskich miast jedynie Wrocław nie posiada żadnego rezerwatu, zaś olbrzymi 1000-hektarowy teren o ogromnym potencjale rekreacyjnym i edukacyjnym pozostaje nie tylko niedostępny dla wrocławian, ale przez brak zastępczego nawadniania doprowadza się do zubożenia jego wartości przyrodniczej.
Grzegorz Orłowski: Wrocławskie pola irygacyjne jeszcze do niedawna stanowiły wyjątkowe miejsce w skali całego Śląska czy nawet Polski, jeśli chodzi o liczebność populacji niektórych gatunków ptaków wodno-błotnych czy trzcinowych. Szczególnie liczne były tu lęgowe populacje drobnych ptaków wróblowych zamieszkujących trzcinowiska, np. trzciniaka, brzęczki, rokitniczki i podróżniczka, a także wodnika (przedstawiciela skrytych chruścieli). Wielkim zaskoczeniem w połowie pierwszej dekady XXI wieku okazał się podróżniczek, którego wykryliśmy tutaj niemal 60 par (terytoriów). Późniejsze cenzusy na tym terenie wykazały nawet 90-100 par (terytoriów) podróżniczka, co było ewenementem w skali całej Polski. Wielka szkoda, że to już przeszłość. Gdy Miejskie Przedsiębiorstwo Wodociągów i Kanalizacji (MPWiK) zaprzestało nawadniania całego tego obszaru wodami ściekowymi, było to jak wyrok dla innych ptaków wodnych, szczególnie chruścieli dość licznie gniazdujących tutaj w okresie nawadniania, np. wodnika, kokoszki czy łyski.
Po akcesji Polski do Unii Europejskiej konieczne było przestrzeganie tzw. dyrektywy ściekowej i dalsza eksploatacja pól irygacyjnych nie mogła być możliwa. Wrocław musiał przestawić się na korzystanie z oczyszczalni ścieków i dostosować się do prawa unijnego, ale smutne jest to, że jednocześnie wywołało to tak ogromne negatywne zmiany w środowisku, a w szczególności przyczyniło się do utraty cennych siedlisk wodno-błotnych o pochodzeniu antropogenicznym dla awifauny.
Pola irygacyjne stanowiły również ważne miejsce odpoczynku dla migrujących ptaków siewkowych; odnotowane tutaj koncentracje np. (brodźca) łęczaka (ponad 500 osobników), były jednymi z największych na Śląsku. Gniazdował też tutaj rzadki w skali Polski szczudłak, a para tych ptaków w 2013 r. szczęśliwie wyprowadziła cztery młode.
Teren pól irygacyjnych został wpisany na listę ostoi ptaków o randze międzynarodowej w Polsce (kod ostoi IBA: PL 167). Głównym kryterium wyznaczenia ostoi było gniazdowanie na tym obszarze około 4–5% krajowej populacji podróżniczka.
Ten piękny ptak podobno uparcie walczy o prawo bycia wrocławianinem?
G.O.: Rzeczywiście. Pomimo zaprzestania nawadniania terenu wspomniany już wcześniej podróżniczek nadal był spotykany na polach irygacyjnych. Trwająca inwentaryzacja przyrodnicza wykaże, czy wciąż tam występuje. Dowiemy się też, jak brak nawadniania wpłynął na cały ekosystem. Teraz pozostaje nam jedno – należy starać się przywrócić nawadnianie przynajmniej na części pól. Tym bardziej, że gdyby powrócić do ponownego zalewania tego obszaru, powinny wrócić migrujące (biegusy, brodźce) i lęgowe (czajka, sieweczka rzeczna) ptaki siewkowe oraz liczne gatunki ptaków wodno-błotnych.
Pola Osobowickie są kojarzone głównie z rzadkimi gatunkami ptaków, ale nie tylko one czynią to miejsce wyjątkowym pod kątem przyrodniczym. Miały tu też swój azyl płazy, których los w dobie katastrofy klimatycznej jest wyjątkowo ciężki.
Aleksandra Kolanek: Tak, globalna sytuacja płazów jest bardzo niekorzystna. To grupa kręgowców, której w szczególnym stopniu dotyczy współczesne wymieranie. W skali Polski największym problemem jest utrata odpowiednich siedlisk rozrodczych, co prowadzi do zaniku lokalnych populacji płazów. Inwentaryzacja pól irygacyjnych wykonana w 2009 r. przez zespół herpetologów wykazała obecność 6 gatunków płazów oraz 4 gatunki gadów. Do 2019 r. stwierdzono dalsze 5 gatunków płazów. Wśród płazów na szczególną uwagę zasługują dwa, wymienione w załącznikach II i IV tzw. Dyrektywy Siedliskowej UE (1992 r.) oraz ujęte w Polskiej Czerwonej Księdze Zwierząt – traszka grzebieniasta oraz kumak nizinny.
Czy brak decyzji o nawadnianiu pól oznacza w praktyce wyrok na te rzadkie i będące pod ochroną zwierzęta?
A.K.: Tak, ponieważ płazi cykl rozrodczy i rozwojowy nie może odbyć się bez udziału wody. Kumak nizinny to mały płaz, bytujący w płytkich rozlewiskach, rowach melioracyjnych czy kałużach. Traszki prowadzą lądowy tryb życia, a wody wymagają jedynie do rozrodu, jednak nawet w fazie lądowej ich kryjówkami są wilgotne miejsca, takie jak nory ssaków, jamki, szczeliny pod korą lub pniami drzew.
Pola irygacyjne, powiązane ekologicznie z lasami, łąkami czy ogrodami działkowymi, były i są miejscem bytowania zaskrońca zwyczajnego oraz jaszczurek: zwinki, żyworodnej i padalca zwyczajnego. Wysychanie pól jest największym zagrożeniem dla zaskrońca, wąż ten bowiem jest wyspecjalizowanym drapieżnikiem, odżywiającym się głównie płazami, a więc zmniejszenie ich liczebności odbije się negatywnie także na stanie jego populacji. W wyniku zmian stosunków wodnych, mających miejsce po zaprzestaniu nawadniania pól irygacyjnych, populacje płazów będą zamierać, a skład gatunkowy maleć. Gdyby jednak przywrócono nawadnianie, płazy są zdolne do powrotu w odpowiednie dla nich siedliska i do podjęcia rozrodu. Potrafią przeczekać kilkuletnie okresy bezwodne, ale pamiętajmy, że od 2015 r., od kiedy pola przestały być nawadniane, minęło już pięć lat. Potrzebne są już coraz pilniej działania przywracające podmokły charakter tego terenu.
Szczęśliwcy mieli szansę spotkać na Polach Osobowickich przedstawiciela płazów o zaskakująco egzotycznej urodzie i wyjątkowych zwyczajach – rzekotkę drzewną.
A.K.: Zgadza się, jest ona prawdziwą rzadkością w miastach. Zasługuje na szczególną uwagę – to jedyny polski płaz posiadający na palcach kończyn przylgi, co umożliwia mu wspinanie się nawet po pionowych powierzchniach. Grzbiet rzekotki drzewnej jest zazwyczaj jednolicie zielony, ale potrafi ona zmieniać barwę ciała w zależności od nastroju czy warunków pogodowych. W okresie godowym samce odzywają się niezwykle donośnym głosem, słyszanym nawet na kilka kilometrów. Gatunek niezwykle atrakcyjny wizualnie, ale nieczęsto spotykany, jest bowiem wrażliwy na wszelkie zmiany w środowisku.
Przypomnę jeszcze, że w czasie poprzedniej inwentaryzacji Pól Osobowickich, przeprowadzonej w 2009 r., stwierdzono aż 221 gatunków ptaków, w tym 105 lęgowych, 11 gatunków płazów, 4 gatunki gadów i 17 gatunków ssaków, z czego aż 70 to gatunki będące przedmiotem ochrony w Unii Europejskiej na mocy Dyrektywy Siedliskowej i Dyrektywy Ptasiej. Przy takim bogactwie rzadkich gatunków występujących na jednym obszarze aż trudno uwierzyć, że nie doszło do powołania rezerwatu. Dziwi to tym bardziej, że zyski z ekoturystyki rosną sześciokrotnie szybciej w porównaniu do innych gałęzi branży, a jak wynika z danych ONZ, turystyka ornitologiczna wiedzie tu prym.
G.O.: Pola irygacyjne ze swoimi rozlewiskami przyciągały rzesze osób zainteresowanych obserwacjami przyrody i ptaków. W takich okolicznościach oczywiście pojawił się pomysł powołania rezerwatu i wniosek w tej sprawie złożyło Śląskie Towarzystwo Ornitologiczne jeszcze w 2013 r. Zyskał poparcie aż 17 innych organizacji, jednak nie znalazł poparcia u włodarzy miasta, a przecież rezerwat na Polach Osobowickich wraz ze ścieżką edukacyjną to potencjalnie wielka atrakcja turystyczna, gdzie można byłoby poznawać przyrodę, przede wszystkim oglądać ptaki w ich naturalnym środowisku.
W przyszłości obszar byłych pól irygacyjnych, jeśli choć w części będzie nawadniany, może się stać atrakcyjnym miejscem wycieczek dla osób spragnionych bliskiego kontaktu z przyrodą.
Paweł Kisiel: Mam przed sobą pismo z 2013 r., którym wiceprezydent Wrocławia zablokował działania zmierzające do powołania rezerwatu na obszarze Pól Osobowickich. Regionalna Dyrekcja Ochrony Środowiska z Wrocławia nie mogła powołać rezerwatu bez zgody zarządcy terenu, czyli miasta. W dokumencie tym przedstawione jest stanowisko jakoby nadrzędnym celem Gminy Wrocław i MPWiK było zapobieganie degradacji i zachowanie cennego przyrodniczo ekosystemu, jednakże rozmowy o ochronie tego terenu miały być prowadzone po wykonaniu przez MPWiK zastępczego nawadniania pól irygacyjnych. Wtedy planowano przekierowywanie tu deszczówki z kanalizacji ogólnospławnej.
Dokument powstał w lipcu 2013 r., dzisiaj jest już koniec 2020 r. i nadal stoimy w miejscu. Wciąż nie ma systemowo rozwiązanego problemu nawadniania pól i nie ma rezerwatu.
Należy jeszcze przypomnieć, że sam początek starań o ochronę tego terenu sięga lat jeszcze wcześniejszych – przełomu 2009 i 2010 r., czyli momentu uchwalania przez Wrocław Studium uwarunkowań i kierunków zagospodarowania przestrzennego (SUiKZP). Wtedy nad tym bezcennym obszarem zawisła groźba dopuszczenia do zabudowy. Na szczęście dzięki wysiłkom przyrodników oraz samych mieszkańców Wrocławia i ich stanowczym protestom udało się oddalić to niebezpieczeństwo (1). Efektem dodatkowym były co prawda korzystne zapisy w SUiKZP, gdzie mówi się o konieczności nawadniania terenu w celu zachowania cennych siedlisk i ochrony wyjątkowego ekosystemu, ale jak widzimy, są to cały czas jedynie słowa.
Także kolejne liczne apele ze strony zarówno środowisk akademickich, jak i organizacji społecznych oraz samych mieszkańców kierowane do włodarzy miasta nie przekładają się na oczekiwane działania. Właściwie jedynym konkretem jest to, że władze Wrocławia po posiedzeniu Komisji Zrównoważonego Rozwoju i Ochrony Środowiska Rady Miejskiej w 2019 r. podjęły decyzję o przeprowadzeniu nowej inwentaryzacji przyrodniczej na terenie byłych pól irygacyjnych. Inwentaryzacja trwa od wiosny i ma zostać zakończona we wrześniu 2021 r.
Należy zapytać, po co prowadzi się kolejną inwentaryzację? Przecież obszar ten jest bardzo dobrze rozpoznany. Obawiamy się, że może chodzić o wykazanie spadku wartości przyrodniczych pól irygacyjnych spowodowanych zaprzestaniem ich nawadniania, a przez to o próbę udowodnienia, że ochrona rezerwatowa jest bezcelowa. Takie myślenie jest błędne, ponieważ przywrócenie nawadniania spowodowałoby powrót większości gatunków, które mogły przestać występować na tym obszarze z powodu jego wysychania. Pola irygacyjne posiadają ogromny potencjał ekologiczny.
Wysychające pola irygacyjne to także ryzyko związane ze skażeniem środowiska. Eksperci zwracają uwagę na zagrożenia związane z migracją metali ciężkich w sytuacji, gdy zaburzone zostają stosunki wodne. Właśnie z tego względu w zaleceniach dotyczących sposobu zakończenia eksploatacji pól jest mowa o konieczności ich zastępczego nawadniania. Przesuszenie gleb prowadzi do tego, że zaadsorbowane metale ciężkie (m.in. chrom, kadm, miedź, cynk) mogą zostać uwolnione do wód podziemnych i powierzchniowych. O tym, że zjawiska takie mogą zachodzić już obecnie, wskazują m.in. wyniki badań WIOŚ oraz ekspertyzy hydrogeologa dr. Sylwestra Kraśnickiego. (2)
P.K.: Bardzo duży niepokój budzi fakt, że MPWiK odmawia udostępnienia wyników wykonanych przez siebie badań dotyczących jakości wód gruntowych. I to nawet mimo wyroku sądu administracyjnego nakazującego ujawnienie tych informacji.
Trudno też odgadnąć, dlaczego Wrocław nie chce korzystać z doświadczeń innych. Z problemem rekultywacji i zagospodarowania byłych pól irygacyjnych mierzyli się przecież nasi sąsiedzi za zachodnią granicą. Gdy kilka lat temu przyjechali na nasze zaproszenie, przekazali swoje doświadczenia związane z realizacją podobnego przedsięwzięcia. Tym cenniejsze, że oparte na początkowej porażce, jaką okazał się pomysł zalesiania. Berlińskie wzorce są naprawdę warte uwagi, o czym mówi w swoim artykule dr Aleksandra Gierko.
G.O.: Nie tylko berlińskie. Popatrzmy też na Münster czy londyński Wetland Center. Obydwa te miejsca były wykorzystywane jako pola irygacyjne, a obecnie funkcjonują jako rezerwaty ornitologiczne i są udostępnione dla mieszkańców zainteresowanych przyrodą.
Pamiętajmy, że instalacje i rozwiązania inżynieryjne na naszych polach irygacyjnych mogą przyciągać również zainteresowanych zabytkami techniki. Pola Osobowickie mają także ogromny potencjał, jeśli chodzi o różne formy rekreacji. Jest tu możliwość wyznaczenia ścieżek rowerowych, tras do jazdy konnej, miejsc biwakowych i naturalistycznych placów zabaw. Można tu urządzać gry miejskie, zajęcia edukacyjne, spotkania. Wszystko oczywiście z poszanowaniem prymarnej roli przyrody. Nie można też zapominać, że Pola Osobowickie mają do odegrania bardzo ważną rolę w kontekście rozwijającej się katastrofy klimatycznej. Zarówno jako miejsce retencji wody, jak i obszar kształtowania mikroklimatu pomagają obniżyć temperaturę rozgrzanego miasta, przynajmniej w zasięgu najbliższych i właśnie intensywnie rozbudowywanych osiedli. To właśnie z uwzględnieniem takich faktów powinno się też patrzeć na rachunek ekonomiczny związany z przyszłością tego terenu. Nigdy nie usłyszeliśmy nic na temat wyliczeń dotyczących nakładów koniecznych do tego, by zapewnić nawadnianie pól, choćby na poziomie minimalnym. Czy ktokolwiek przeanalizował możliwości związane z wykorzystaniem do tego celu rozwiązań opartych np. na energii słonecznej – pompy zasilane z paneli fotowoltaicznych i działające wtedy, gdy jest możliwość zagospodarowania wezbrań na Odrze? Dzięki staraniom partii Zieloni wiosną 2020 r. doszło do spotkania w sprawie dalszych losów pól z władzami MPWiK oraz wiceprezydentem Wrocławia Adamem Zawadą. Usłyszeliśmy, że dalsze decyzje dotyczące ochrony Pól Osobowickich są uzależniane od efektów inwentaryzacji przyrodniczej. Trudno jednak zrozumieć, że w planach inwestycyjnych MPWiK opiewających na pół miliarda złotych nie ma w ogóle punktu dotyczącego systemowego rozwiązania problemu wysychających Pól. Pamiętamy przerażające widoki z wiosennych pożarów nad Biebrzą. Pola Osobowickie tak samo płonęły w czasie suchego lata w 2015 r. Pożary takie będą stałym ryzykiem w czasach, gdy grożą nam susze i upały związane ze zmianą klimatu. Zwracamy na to uwagę po deszczowym lecie i jesieni, gdy zagrożenie pożarami wydaje się mało realne. Pamiętajmy, że cały czas mówimy o terenie zdegradowanym i skażonym, na którym pożar znaczy coś dodatkowo groźnego. Podziwiam tych, którzy biorą na swoje barki odpowiedzialność za skutki takich wydarzeń. A jeśli już przychodzi do mówienia o pieniądzach, to liczyć je trzeba nie tylko po stronie wydatków, ale i zysków. Praca i usługi ekosystemów to wymierne korzyści. W wypadku Biebrzy wyliczono, że jej bagienna dolina na obszarze 20-kilometrowego odcinka warta jest 5,5 miliona euro rocznie. To bardzo konkretne pieniądze. Bardzo konkretne usługi możliwe do ekonomicznego rozliczenia mają też do zaoferowania Pola Osobowickie.
P.K.: Dodam, że o Polach Osobowickich rozmawiamy już kolejny raz, ale tym razem w szczególnym czasie, gdy do powszechnej świadomości docierają ustalenia naukowców, chociażby raporty IPCC (Międzyrządowego Zespołu ds. Zmian Klimatu) i IPBES (Międzyrządowej Platformy do spraw Różnorodności Biologicznej i Funkcji Ekosystemu). Widzimy, jak poważnie zagrożone są ekosystemy stanowiące podwaliny naszego istnienia na Ziemi. Wrocław uchwałą Rady Miejskiej ogłosił nawet alarm klimatyczny, ale czy w naszej sytuacji chodzi o ogłaszanie alarmów, czy realne działania? Tych właśnie brakuje, co widzimy na przykładzie marnotrawienia wielkiego potencjału tkwiącego w Polach Osobowickich.
G.O.: To trudne do pojęcia, że tak duże miasto jak Wrocław nie próbuje pokazać się jako działające odpowiedzialnie i rozumiejące potrzebę poszanowania i zachowania zasobów przyrodniczych dla przyszłych pokoleń.
Może się to wydać zaskakujące, ale nieistniejący wciąż rezerwat Pól Osobowickich ma już swojego patrona. Pomysł, aby został nim zmarły niedawno prof. Ludwik Tomiałojć, światowej sławy naukowiec i niestrudzony obrońca polskiej przyrody, został ciepło przyjęty przez wrocławskich przyrodników, organizacje ekologiczne i społeczne oraz mieszkańców.
P.K.: Profesor od lat upominał się o ratowanie przyrody Pól Osobowickich i był wielkim orędownikiem powołania tam rezerwatu. W wydanej tuż przed jego śmiercią monografii, której był współautorem – „Ptaki Wrocławia w okresie 200 lat. Występowanie, liczebność i zmiany w dzisiejszych granicach administracyjnych miasta”, pola irygacyjne przedstawione są jako wyjątkowy obszar. Tu dosłownie, czarno na białym, widać, jak wiele stracimy, gdy pozbawione wody Pola przestaną być przyjaznym miejscem dla licznych gatunków ptaków.
Pozwolę sobie zacytować kilka bardzo ważnych zdań ze wstępu książki: „Wrocław, jedno z największych miast Polski, dotąd nie doczekał się ani opracowania, które by podsumowało dwa stulecia prowadzonych w nim dorywczych obserwacji, ani też stanowiącego bilans systematycznych badań stanu i zmian awifauny. A jest to obszar miejski do niedawna wyróżniający się bodajże najwyższym w Środkowej Europie bogactwem gatunków lęgowych. Tymczasem dalszy rozwój tej aglomeracji może nasilić w jej środowisku przemiany, które mogą spowodować utratę jej niektórych walorów przyrodniczych. Już teraz bardzo atrakcyjne pod względem ornitologicznym wrocławskie pola irygacyjne przechodzą do historii z powodu rezygnacji z ich nawadniania. Również inne prace ukierunkowane na jednostronny rozwój gospodarczy, prowadzone bez dostatecznego uwzględniania potrzeb ochrony przyrody, mogą skutkować postępującym zubożeniem środowiska. W ich efekcie może dojść do całkowitej utraty będących jeszcze tu i ówdzie w dobrym stanie pozostałości półnaturalnych ekosystemów, co w efekcie uniemożliwi przekazanie ich kolejnym pokoleniom. Z drugiej strony, mieszkańcy dużych miast coraz częściej świadomie poszukują kontaktu z Naturą, co zwiększa atrakcyjność ostatnich miejskich i podmiejskich terenów zielonych, zwłaszcza tych z akwenami wodnymi. W związku z tym kształtowanie miejskich obszarów powinno się opierać na rozumnym kompromisie uwzględniającym przeciwstawne potrzeby, zachowania przyrodniczego dziedzictwa i dążenia związane z rozwojem cywilizacji”.
Z niecierpliwością oczekujemy dnia, kiedy na mapach Wrocławia wszyscy będą mogli zobaczyć wielką atrakcję – dostępny dla zwiedzających, zagospodarowany mądrze i z pełnym poszanowaniem przyrody Rezerwat Pól Osobowickich im. prof. Ludwika Tomiałojcia. Życzmy sobie, byśmy mogli jak najszybciej się tam spotkać i uhonorować Profesora tym, co cenił najbardziej – bogactwem natury. Dziękując Państwu za rozmowę, mogę ją podsumować stwierdzeniem, co do którego wszyscy jesteśmy zgodni: nawadnianie Pól Osobowickich i powołanie tam pierwszego wrocławskiego rezerwatu nie może być jedynie przedmiotem apeli i tematem rozmów, a powinno jak najszybciej wejść w etap realizacji.
Radosław Gawlik – zajmuje się ochroną środowiska i przyrody od czasów PRL, przez 12 lat poseł RP, przez 2,5 roku pełnił funkcję wiceministra ochrony środowiska, obecnie przewodzi Stowarzyszeniu Ekologicznemu EKO-UNIA.
Paweł Kisiel – biolog, herpetolog, wieloletni prezes Dolnośląskiego Ruchu Ochrony Przyrody, członek Pracowni na rzecz Wszystkich Istot. Autor kilkudziesięciu opracowań, inwentaryzacji przyrodniczych, w szczególności herpetologicznych, planów zadań ochronnych obszarów Natura 2000, monitoringów itp. W ostatnich latach zajmujący się głównie minimalizacją wpływu budowy dróg na populacje płazów.
Aleksandra Kolanek – doktorantka w Instytucie Geografii i Rozwoju Regionalnego na Wydziale Nauk o Ziemi i Kształtowania Środowiska Uniwersytetu Wrocławskiego i jako herpetolog oraz geoinformatyk poświęca się pracy związanej z działalnością Towarzystwa Herpetologicznego NATRIX, gdzie pełni funkcję prezeski.
Grzegorz Orłowski – profesor nadzwyczajny w Instytucie Środowiska Rolniczego i Leśnego PAN w Poznaniu to ceniony i znany ornitolog od lat prowadzący badania dotyczące m.in. ptaków Wrocławia, współautor wydanej w 2020 r. monografii „Ptaki Wrocławia”, członek zespołu przeprowadzającego inwentaryzację przyrodniczą Pól Osobowickich w 2009 r.
1. Więcej na ten temat:
https://pracownia.org.pl/pracownia-aktualnosci/259-gdos-i-pracownia-w-obronie-pol-irygacyjnych-we-wroclawiu , https://pracownia.org.pl/pracownia-aktualnosci/261-pola-irygacyjne-we-wroclawiu-stanowisko-rdos-we-wroclawiu-i-odpowiedz-pracowni.