Po ustaleniach tzw. komisji węglowej w Niemczech, czas wyłożyć karty na stół. Zapisy porozumienia krytykowane były jako słabe, a teraz okazuje się jeszcze, że można je interpretować po swojemu. To, co na górze okazało się planem, teraz na dole jawi się jako sugestia. Porozumienie było bardzo trudne i landowi premierzy z pewnością nie ułatwiają sprawy, próbując przełożyć wytyczne tak, aby było to politycznie i lokalnie mile widziane. 23 marca planowany jest dlatego duży protest.
Jeżeli chodzi o wydobycie węgla brunatnego, land Nadrenia Północna-Westfalia (NRW) jest stosunkowo bogatszym od wschodnich Łużyc czy zagłębia środkowoniemieckiego. W landach, gdzie elektrownie budowane były jeszcze w czasie NRD koszty finansowe czy polityczne transformacji będą najwyższe. Tymczasem to właśnie NRW, który mógłby być wzorem dla reszty Niemiec, próbuje teraz zmniejszyć nałożone ambicje. Przyjrzyjmy się konkretom – do 2022 roku w NRW wyłączonych ma zostać 3,1 GW mocy z węgla, co oznaczać będzie zmniejszenie zużycia brunatnego paliwa. Wyłączenie siedmiu bloków na terenie Nadrenii Północnej-Westfalii (Neurath bloki A, B, D, E oraz Niederaußem C, D, G) oznaczać będzie o 23 miliony ton węgla brunatnego mniej. Kolejne oszczędności na około 10 milionów ton węgla, to funkcjonująca już dzisiaj tzw. „rezerwa mocy”. Są to elektrownie, które nie pracują, ale które mogą zostać wykorzystane. W sumie, dzięki temu 35 milionów ton węgla brunatnego w następnych latach nie będzie spalona.
Fakty dokonane
Powyższe to jednak zalecenia komisji oraz rządu federalnego, a co z działaniem rządów landowych? W landach „odkrywkowych” rządzą bowiem premierzy, którzy nie ukrywają swojej sympatii do węgla brunatnego a ich działanie sugeruje, że powyższe wytyczne mogą nie zostać zrealizowane. Taki rozkrok jest na rękę koncernom węglowym, które do czasu, kiedy się wyjaśni jakie jest prawo, mogą doprowadzić do wielu tzw. faktów dokonanych. Co to oznacza w praktyce? Rząd landowy NRW dopóki nie ma umowy z koncernem RWE de facto ułatwia mu podejmowanie kroków, które skutkować będą wycinką lasu czy niszczeniem nieruchomości w miejscowościach Keyenberg, Kuckum, Unter i Oberwestrich oraz Berverath.
Niepewność to nie wszystko co ułatwia „bal na Titaniku”. 18 lutego, Lausitzer Kohle Rundbrief podał, że NRW ma już nawet konkretne plany, aby rozmiękczyć ustalenia komisji. Ta określiła, aby w NRW wyłączyć 3,1 GW do 2022, a teraz pojawiają się sygnały, że będzie to jedynie jedynie 2,4 GW. Jeżeli całościowa ilość wyłączeń w skali kraju ma pozostać taka sama, 700 MW będzie musiało przejść na jakiś inny region, co raczej utrudni cały proces niż przyspieszy. Łużyce, które straszone są „zapaścią gospodarczą” w przypadku odejścia od węgla, raczej nie przywitają tego typu rewelacji z otwartymi ramionami.
Protest w marcu
Prace komisji nie ułatwiają odpowiedzi na pytanie, ile węgla mniej zostanie spalone w najbliższym czasie. Pilnym tematem są także przesiedlenia. Kilka miejscowości w NRW wciąż nie wie, jaki czeka je los. Poza tym nie wszystkich przesiedleń da się uniknąć – niektóre jak np. w miejscowości Lauchhammer na terenie Łużyc pokazują jak wydobycie węgla brunatnego daje o sobie znać nawet 100 lat po zakończeniu eksploatacji. Szkody górnicze zmuszają jeszcze dzisiaj do opuszczenia domów – w lutym 2019 kilka rodzin zostało poinformowanych, że czeka ich szybka przeprowadzka. Inna sprawa to jednak wysiedlenia pod budowę odkrywek. W np. Mühlrose część osób nie może doczekać się obiecanego przesiedlenia ze względu na zbyt bliską odległość od wyrobiska. Inni z kolei niepokojeni są kopalnią Nochten oraz wizjami koncernu LEAG, który nie ma pozwolenia na wydobycie, ale ogłasza, że jednak chce nadal eksploatować węgiel na terenie ich łużyckiej miejscowości.
Między innymi z powodu tych ludzkich nieszczęść i niejasności szczególnie w momencie, kiedy ochrona stabilności atmosfery jest paląca, 23 marca organizowany jest w NRW marsz gwiaździsty w imieniu miejscowości, które wciąż narażone są na zniszczenie. Biorąc pod uwagę, że ostatnia duża demonstracja przyciągnęła aż 50 000 osób, wiosenny marsz w obronie już nie lasu, ale ludzi i kultury może się okazać ważnym obywatelskim głosem, który obroni wizerunek Niemiec, jako kraju, który oddolnie chce odejścia od węgla i ambitnej polityki klimatycznej. Kraju, w którym najbarwniejszym i zawstydzającym głosem mówią obecnie najmłodsze pokolenia.