Meksyk idzie w ślady Wielkiej Brytanii – jako drugie państwo na świecie ma w prawie zapisany obowiązek redukcji emisji i ochrony klimatu.
Piętnasta gospodarka świata według najnowszego rankingu Instytutu Globalizacji i jeden z większych światowych emitentów – Meksyk uchwalił właśnie ustawę dotyczącą zmian klimatycznych. To drugie państwo na świecie, które w prawie ma zapisany obowiązek redukcji emisji i ochrony klimatu.
19 kwietnia br. niższa izba meksykańskiego parlamentu zdecydowaną większością głosów (128 za do 10 przeciw) przyjęła ustawę o zmianach klimatycznych. Następnie jednogłośnie przegłosował ją senat.
Za przyjęciem krajowych celów redukcji emisji byli posłowie trzech głównych partii politycznych: Demokratycznej Partii Rewolucji (PRD), Instytucjonalnej Partii Rewolucyjnej (PRI) oraz Partia Akcji Narodowej (PAN). Z tej ostatniej wywodzi się prezydent państwa, na którego podpis czeka teraz ustawa. Przewiduje się, że Felipe Calderón sygnuje ją szybko, gdyż od samego początku sprawowania najwyższego urzędu w Meksyku angażuje się w działania na rzecz klimatu.
Kraj Ameryki Łacińskiej zobowiązuje się właśnie do emisji niższych o 30% niż w scenariuszu “biznes jak zwykle” (ang. [I]business-as-usual[/I], BAU) do 2020 roku i do ich redukcji o 50% do 2050 roku względem roku 2000. Ponadto, w 2024 roku 35% energii elektrycznej ma pochodzić ze źródeł odnawialnych, głównie z farm wiatrowych położonych w stanie Oaxaca oraz nad Zatoką Meksykańską.
Na mocy ustawy powstanie specjalna komisja, która będzie nadzorować wprowadzanie proklimatycznych rozwiązań oraz tworzenie systemu handlu uprawnieniami do emisji. Zwiększą się również uprawnienia Narodowego Instytutu Ekologii, organu ministerstwa środowiska, który od wejścia w życie ustawy będzie nosił nazwę Narodowego Instytutu Ekologii i Zmian Klimatu.
Najwięksi krajowi emitenci będą zobowiązani do składania raportów o zanieczyszczeniach. Skończyć się mają także dotacje państwowe dla paliw kopalnych, a każdy obywatel Meksyku ma być zachęcany do dbania o środowisko i klimat.
Prace nad nowym prawem zajęły dwa lata. Meksykanie wzorowali się na pierwszej na świecie ustawie tego typu – uchwalonym w 2008 roku w Wielkiej Brytanii “Climate Change Act”. Grupa meksykańskich parlamentarzystów wybrała się nawet na Wyspy, aby lepiej przyjrzeć się, jak funkcjonuje dokument dotyczący zmian klimatu.
Meksyk i Wielka Brytania jednakże znacząco się różnią. Państwo Ameryki Łacińskiej co prawda na liście największych emitentów na świecie plasuje się już na początku drugiej dziesiątki, ale jeśli wziąć pod uwagę emisję dwutlenku węgla na jednego mieszkańca zajmuje dużo dalsze miejsce – w 2003 roku było dopiero 88. Wielka Brytania jest państwem rozwiniętym, Meksyk – rozwijającym się. Różnice te musiały znaleźć odwzorowanie w sposobie sformułowania obowiązków redukcyjnych w obu regulacjach prawnych.
Po pierwsze, w przegłosowanej w kwietniu tego roku ustawie w celu dotyczącym roku 2020 nie ma mowy o redukcji emisji ogółem, jedynie o ograniczaniu ich wzrostu. Po drugie, aby zbliżyć się do wypełnienia zakładanych celów, Meksyk będzie potrzebował międzynarodowego wsparcia finansowego, obiecanego na konferencji stron Ramowej Konwencji Narodów Zjednoczonych w sprawie Zmian Klimatu.
Podczas szczytu klimatycznego COP 16 w Cancún w 2010 roku podjęto decyzję o utworzeniu Zielonego Funduszu Klimatycznego (który docelowo miałby osiągnąć wartość 100 mld USD po roku 2020). Niestety nadal nie ustalono szczegółów funkcjonowania tego mechanizmu finansowania i wciąż nie jest wiadomo, czy Meksyk otrzyma zagraniczną pomoc na walkę ze zmianami klimatu.
Czy w zaistniałej sytuacji politycznej przyjmowane właśnie przez rząd Meksyku zobowiązania będą w ogóle możliwe do osiągnięcia? Czy sytuacja gospodarcza sprzyja podejmowaniu decyzji tego typu?
Meksyk jest dużo biedniejszy niż jego północny sąsiad – Stany Zjednoczone, które od lat wzbraniają się przed ustanowieniem naprawdę znaczących regulacji prawnych dotyczących redukcji emisji i łagodzenia zmian klimatu, tłumacząc się możliwym zahamowaniem wzrostu gospodarczego.
Dlaczego więc latynoamerykańskie państwo podejmuje tak ambitne zobowiązania, mimo że nie jest zobowiązane przez Organizację Narodów Zjednoczonych do redukcji emisji dwutlenku węgla?
Według Munoza Ledo, założyciela centrolewicowej PRD, niechęć Stanów do przechodzenia się na gospodarkę niskoemisyjną spowodowana jest tym, że za tamtejszymi prezydentami: Georgem Bushem seniorem, Billem Clintonem, jak i za Barrackiem Obamą stoi przemysł naftowy. Meksykańska władza ustawodawcza, pomimo protestów m.in. producentów cementu, potrafiła oprzeć się takim wpływom i przegłosować nowe prawo.
Rządzący mają ważny powód, by stanąć w interesie wszystkich obywateli kraju, a nie tylko przedstawicieli przemysłu i podejmować działania na rzecz klimatu. W pierwszych miesiącach tego roku Meksyk doświadczał najcięższej od ponad 70 lat suszy. Meksykanie obawiają się, że w związku ze zmianami klimatu ekstremalne zjawiska pogodowe częściej będą ich udziałem. Prezydent Calderón zlecił swojej administracji opracowanie programów radzenia sobie z nimi. Także najnowsza ustawa w dużym stopniu koncentruje się na prawdopodobnych skutkach zmian klimatycznych.
Podczas debaty nad nią senatorowie podkreślali, że już teraz z powodu ekstremów pogodowych cierpi większość z 112 mln obywateli Meksyku. Wspominali nie tylko susze, lecz także częstsze i bardziej gwałtowne opady deszczu, których doświadczają mieszkańcy innych regionów kraju. Powodzie od zawsze nawiedzały nisko położone Tabasco, jednak szkody wyrządzone przez tę z 2007 roku zaskoczyły wszystkich. Woda pokryła wtedy aż 80% powierzchni stanu.
W obliczu zmian klimatu meksykańscy politycy czują jednak odpowiedzialność nie tylko za swoje państwo, lecz także za cały glob. Podczas COP 16 w 2010 roku, którego byli gospodarzami zależało im bardzo na powodzeniu negocjacji i uzgodnieniu kształtu następcy protokołu z Kioto, który nałożyłby na wszystkie państwa obowiązek redukcji emisji. Mimo że od tego czasu minęło już półtora roku, wciąż nie uzgodniono żadnego wiążącego, międzynarodowego porozumienia.
Tymczasem w stolicy Meksyku rozpoczęto program redukcji emisji w odpowiadającym aż za ich połowę transporcie publicznym. Do końca tego roku będą one mniejsze aż o 7 mln ton. Teraz uchwalono ustawę, która umożliwi dalsze działania.
W ostatnich latach także Australia, Korea Południowa i Chiny rozpoczęły prace nad sformułowaniem standardów emisji oraz celów redukcyjnych. Wygląda na to, że państwa przestały liczyć na wypracowanie umowy pod auspicjami Narodów Zjednoczonych i w celu łagodzenia zmian klimatu wprowadzają własne ograniczenia emisji oraz planują działania adaptacyjne.
Czy inicjatywy podejmowane przez niektórych skłonią innych do działań i staną się szansą na przełamanie impasu w rozmowach o klimacie, czy też może jesteśmy świadkami nowego trendu w polityce klimatycznej, która już nigdy nie będzie w stanie oprzeć się na międzynarodowych ustaleniach? Komentatorzy – jak zwykle – są podzieleni.
“Potrzebujemy bardziej działań na poziomie krajowym niż deklaracji podczas międzynarodowych negocjacji. Ponadpaństwowe zobowiązania nie są zbytnią motywacją. A to było właśnie podstawową Kioto”, powiedział “Nature” Elliot Dinger, wiceprezes Centrum Klimatu i Rozwiązań Energetycznych w Arlington w Wirginii.
Meksykańską ustawę na łamach czasopisma skomentował także Mark Maslin z Uniwersytetu Londyńskiego. “Takie inicjatywy napawają mnie optymizmem”, powiedział. Zauważył, że fakt objęcia przez Meksyk przywództwa w działaniach na rzec z klimatu jest ważniejszy niż przyjęcie cztery lata temu podobnej ustawy przez Wielką Brytanię. Łatwo jest patrzeć na bogatszych i mówić, że oni mogą pozwolić sobie na dbanie o planetę, a samemu nie robić nic. Meksyk oparł się i tej pokusie.
[I]Urszula Drabińska, ChronmyKlimat.pl[/I] ]]>