Trwają wybory parlamentarne w Czechach (8-9 października). Jeżeli nowy rząd będzie bardziej progresywny w temacie walki ze zmianami klimatu, może się okazać, że zamknięcie kopalni Turów nastąpi szybciej.
Katarzyna Kubiczek, koordynatorka projektów stowarzyszenia EKO-UNIA twierdzi, że „gdyby Polska od razu wzięła odpowiedzialność za negatywne skutki środowiskowe, które wpływają na wodę i środowisko po stronie czeskiej, do samego konfliktu, w który został już zaangażowany TSUE, by nie doszło. Niestety, PGE uparcie chciała się wymigać od zasady »zanieczyszczający płaci«. Jeżeli dojdzie do ugody i Czesi wycofają skargę, Polska będzie musiała wydać spore środki na zabezpieczenia w Czechach jak ekran szczelinujący czy ekran przeciw hałasowi. Do tego już teraz jest zmuszona każdego dnia płacić karę około 2,3 mln zł na rzecz Komisji Europejskiej za niezastosowanie się do środka tymczasowego, czyli zamknięcia kopalni, do czego Trybunał zobowiązał Polskę”.
„Niedobory wody są w Czechach jednym z głównych tematów debaty publicznej. Sytuacja ta nie zmieni się po wyborach. Strona czeska dba o zabezpieczenie interesów swoich mieszkańców także po zakończeniu działania odkrywki, bo, w przeciwieństwie do polskiego rządu i PGE, patrzy na problem długoterminowo. Czechy nie są za dalszą rozbudową odkrywki w stronę czeskiej granicy, która znacznie zwiększa ryzyko niedoborów wody mieszkańców czeskiego pogranicza i za postęp wydobycia w stronę granicy słono sobie policzą” — komentuje Kuba Gogolewski, członek zarządu Fundacji „Rozwój TAK — Odkrywki NIE”.
Wbrew temu co sądzi wielu ludzi kary orzeczone przez TSUE nie trafią do Czechów tylko do wspólnego budżetu Unii.
Dominika Bobek, prawniczka z Fundacji Frank Bold przypomina: „Kary zasądzone przez TSUE Polska będzie musiała zapłacić Komisji Europejskiej w związku z niezastosowaniem się do postanowienia Trybunału o środkach tymczasowych, czyli nakazującego wstrzymanie wydobycia węgla brunatnego w kopalni Turów. Kary te nie trafią do Republiki Czeskiej, nie są one również w żaden sposób związane z głównymi zarzutami Republiki Czeskiej, czyli nie są żadną rekompensatą dla Strony czeskiej za ewentualną utratę wód, etc. To jest wyłącznie kara finansowa za niezastosowanie się postanowienia Trybunału o wstrzymaniu wydobycia w kopalni Turów”.
„Kary nas podatników bolą, ale czy zabolą rząd? Do dziś od postanowienia TSUE mija 18 dni, a kara wynosi już około 41 mln zł. To prawie tyle, ile rocznie gmina Bogatynia dostaje podatków od kompleksu Turów. Wybory w Czechach nie załatwią problemu Turowa, jeśli rząd nie wykorzysta tego konfliktu do rzeczywistej transformacji — odejścia od węgla w perspektywie dziesięciu lat. Zamiast skorzystać z ponad 1 mld zł funduszy UE na sprawiedliwą transformację, za niepotrzebny spór z Czechami zapłacimy kary Unii. Zamiast otrzymywać wsparcie od Unii na budowę alternatywnej niewęglowej gospodarki w regionie zgorzeleckim my »dotujemy« UE” — podkreśla Radosław Gawlik, prezes EKO-UNII.
Upór PGE oraz polskiego rządu w przypadku Turowa oznacza zatem dla Polski straty na wielu frontach. W tym samym czasie ani rząd, ani PGE nie robią nic, aby przygotować region na zakończenie wydobycia, które według planów PGE ma nastąpić w 2044 r., czyli dopiero za 23 lata. Pamiętajmy jednak, że ten scenariusz wcale nie musi się ziścić – przyszły czeski rząd może wystąpić o wcześniejsze zamknięcie kopalni i elektrowni także z powodów klimatycznych. Wreszcie o opłacalności kombinatu Turów i konkurencyjności prądu wytwarzanego z węgla brunatnego mogą zadecydować rosnące w błyskawicznym tempie uprawnienia do emisji CO2 – obecnie to prawie 65 euro za tonę. Przez nieudolność negocjatorów i upór PGE, kompleks energetyczny w Bogatyni może zamknąć ekonomia. Wtedy region zgorzelecki podzieli los Wałbrzycha, zostanie bez środków unijnych na transformację, bez przygotowania społeczeństwa do restrukturyzacji i z rosnącymi zobowiązaniami wobec Czechów oraz UE. Obszar załączników