Home Aktualności Ustawa o odnawialnych źródłach energii: koniec z wiatrakami?

Ustawa o odnawialnych źródłach energii: koniec z wiatrakami?

0
0

Jak wykończyć wiatraki? Napisać ustawę o energii odnawialnej – przynajmniej według Ministerstwa Gospodarki.

 Gazeta Wyborcza >>

22 grudnia 2011 roku Minsterstwo Gospodarki opublikowało projekt najnowszej ustawy o Odnawialnych Źródłach Energii poddając ją do społecznych konsultacji, które właśnie dobiegły końca. To wyjątkowo spóźniony projekt ministerstwa – zgodnie z dyrektywą UE ustawa powinna być wprowadzona w życie 14 miesięcy temu. Wydaje się więc, że Ministerstwo miało dość czasu na przygotowanie dobrego projektu ustawy. Tymczasem, według zgodnych opinii Greenpeace, Koalicji Klimatycznej i Client Earth – pozarządowej organizacji zrzeszającej prawników dla środowiska – projekt ustawy przeczy idei, która powinna mu przyświecać.

Miażdzące opinie ekologów

Jak piszą w swej miażdżącej opinii organizacje ekologiczne „Projekt ustawy o odnawialnych źródłach energii nie tylko nie przyczyni się do rozwoju energetyki odnawialnej w Polsce, ale wręcz może działać na jej szkodę”.

„Paradoksem jest, że po szyldem ustawy o odnawialnych źródłach energii (OZE) rząd próbuje zlikwidować istniejący obecnie system wsparcia energii odnawialnej. Projekt ustawy znosi obowiązek zakupu energii odnawialnej od dużych producentów, takich jak farmy wiatrowe. 

Ustawa stała się przejawem walki o pieniądze publiczne pomiędzy energetyką tradycyjną i odnawialną. Istnieje przecież w Polsce ukryte wsparcie dla produkcji energii z węgla – wystarczy wspomnieć choćby o rekompensatach tzw. kosztów osieroconych. Rząd planuje też zwolnienie z opłat za uprawienienia do emisji CO2, dochody z tych opłat mogłyby zasilić budżet państwa w czasach kryzysu, mówi dr Marcin Stoczkiewicz – prawnik z ClientEarth. 

Projekt ustawy to długi, 58-stronicowy dokument zawierający wiele rozwiązań, które na pierwszy rzut oka wydają się sensowne. Ustawa zezwala na instalowanie przydomowych elektrowni słonecznych i wiatrowych o mocy do 40 kW, oraz biogazowni o mocy nawet 100 kW – ustawa nazywa te źródła energii mikrokoinstalacjami. 

Praktycznie każdy, kto postanowi zainstalować na własnym dachu ogniwa słoneczne będzie mógł zrobić to bez dodatkowych opłat. Co więcej, wyprodukowaną przez siebie energię elektryczna będzie mógł odsprzedać elektrowni, która będzie miała obowiązek ją zakupić. Jak do tej pory całkiem nieźle – o co więc ten krzyk? Diabeł jak zwykle tkwi w szczegółach. 

Prywatne elektrownie

Elektrownia kupi od nas nasz prąd, ale nie więcej niż 30% wyprodukowanej energii. A co z resztą? Tego ustawa nie mówi. Co więcej – cena, za jaką sprzedamy naszą energię będzie niższa niż ta którą sami płacimy za prąd. Ustawa mówi, że elektrownia nie może zapłacić nam za kilowat mniej niż 70% ceny z poprzedniego roku. Podanie ceny minimalnej to dobry pomysł, pytanie tylko, czy elektrownie nie potraktują tej ceny jako obowiązującej. Czy naprawdę zechcą płacić więcej? 

Zdaniem Bogdana Szymańskiego – autora blogu Solaris poświęconego energii odnawialnej – przy takiej cenie produkcja prądu na sprzedaż nie będzie opłacalna dla małych producentów, ponieważ cena nie pokryje kosztów wytwarzania. Nie warto więc będzie budować większych instalacji w nadziei na zarobek. Ustawa w jasny sposób chroni więc interesy dużych elektrowni, które mają obowiązek kupna energii od małego dostawcy, mogąc jeszcze na tym zarobić. Próba dywersyfikacji polskiego rynku energii zderzyła się ze ścianą, którą jest lobby tradycyjnej energetyki.

Nowy projekt ustawy wspomaga więc indywidualnych producentów energii, tak zwane mikroinstalacje, ale już ich próba wejścia do sieci energetycznej nie jest mile widziana. 

Czy Polacy skorzystają z tych przepisów? W tej chwili ogniwa fotowoltaiczne są wciąż zbyt drogie, a instalacja małych przydomowych wiatraków jest także nieopłacalna. Otwarcie furtki dla małych, przydomowych elektrowni to krok w dobrą stronę, ale nie wydaje się że Polacy masowo skorzystają z tej możliwości. Zapisy w ustawie zachęcają do instalacji OZE wyłącznie na własne potrzeby. Próba zbudowania większej instalacji będzie po prostu nieopłacalna. Ciekawe jest, że przy rosnących rok do roku cenach energii ustawa zakłada, że cena za jaką będziemy mogli odsprzedawać własny prąd będzie malała. Pomoc dla mikrokonsumentów jest więc – dopóki nie spadną ceny ogniw fotowoltaicznych – pozorna. 

Niepewna przyszłość energii wiatrowej

Jak zatem ustawa traktuje producentów energii wiatrowej? Tu sprawy mają się jeszcze gorzej. Opinia Krzysztofa Prasałka – prezesa Polskiego Stowarzyszenia Energetyki Wiatrowej jest bardzo podobna do opinii ekologów. Na stronie Towarzystwa pisze on „zmiany zaproponowane przez resort skutkowałyby znaczącym wyhamowaniem rozwoju energetyki odnawialnej w naszym kraju. Przy drastycznej obniżce poziomu wsparcia dla energetyki wiatrowej proponowanej przez ministerstwo, z jednoczesnym zwiększeniem innych ryzyk inwestycyjnych, nie ma szans na tak znaczący rozwój tej technologii.”: 

Marcin Stoczkiewicz z ClientEarth ujmuje rzecz dosadniej: dla energetyki wiatrowej to katastrofa. 

Po 22 grudnia w środowisku producentów energii wiatrowej zrobiło się nerwowo – mówi prezes Prasałek. Projekt ustawy, który w praktyce odbierał energetyce wiatrowej możliwość rozwoju sprawił, że niektórzy inwestorzy zaczęli wstrzymywać finansowanie kolejnych inwestycji. Minął miesiąc, i Krzysztof Prasałek, który odbył już dwa spotkania w Ministerstwie Gospodarki jest spokojniejszy. 

Mogę powiedzieć, że Ministerstwo wydaje się zaskoczone ilością zgłoszonych uwag. Okazuje się, że większość postulatów zgłaszanych do ustawy brzmi bardzo podobnie. Naszym zdaniem – mówi – najważniejsze są dwie rzeczy. Po pierwsze Państwo nie może nie dotrzymać zobowiązań wobec istniejących inwestycji elektrowni wiatrowych. Konieczne jest więc utrzymanie przez 5-7 lat okresów przejściowych dla elektrowni wiatrowych. Po drugie – niezbędne jest utrzymanie obowiązku zakupu energii po określonej cenie. Mali dostawcy, jakimi są elektrownie wiatrowe nie mają żadnych szans w starciu z koncernami energetycznymi. Dlatego ochrona małych producentów energii jest bardzo ważna. Dobrze, że jest to na razie projekt ustawy. Nasze postulaty zdają się znajdować zrozumienie w Ministerstwie Gospodarki – kończy z ostrożnym optymizmem Krzysztof Prasałek. 

Wszystko w rękach rządu

Jak więc się stało, że ustawa, która w powszechnym rozumieniu ma promować miała energię odnawialną stała się – zdaniem autorów opinii do ustawy – dokumentem, który zmniejszy szanse wprowadzenia OZE do szerszego użytku. To wyraźny krok wstecz – twierdzą oponenci projektu ustawy. Wygląda więc, że energia wiatrowa miała się lepiej przed napisaniem ustawy, niż będzie po jej wejściu w życie. Jeśli w ustawie nie zostaną naniesione zmiany może to oznaczać sprzeciw Komisji Europejskiej. 

Dyrektywa unijna 2009/28/WE nakazuje preferencyjne traktowanie OZE w dostępie do sieci energetycznej. Projektowana ustawa nie tylko nie daje tych preferencji, ale dyskryminuje instalacje OZE. To wyraźny ukłon w stronę tradycyjnej energetyki. Bez tego, nakazanego ustawowo, obowiązku elektrownie nie będą miały interesu w redystrybucji nie swojej energii – pochodzącej ze źródeł o dużej zmienności. Oznacza to bowiem dodatkowe inwestycje w zabezpieczenie płynności dostaw energii. 

Jeśli dyrektywa UE dotycząca OZE nie będzie poprawnie transponowana, grożą nam sankcje ze strony Komisji Euro pejskiej – ostrzega dr Stoczkiewicz z ClientEarth.

]]>

Załaduj więcej... Aktualności

Zobacz również

Elektrownia atomowa w Choczewie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Polski

Rząd PiS lokalizując elektrownię jądrową (EJ) w gminie Choczewo na wybrzeżu Bałtyku nie zw…