Home Aktualności Elisabelle Bourgue: Gaz łupkowy nie da korzyści lokalnej społeczności Elisabelle Bourgue: Gaz łupkowy nie da korzyści lokalnej społeczności

Elisabelle Bourgue: Gaz łupkowy nie da korzyści lokalnej społeczności Elisabelle Bourgue: Gaz łupkowy nie da korzyści lokalnej społeczności

0
0

Szacunki co do ilości gazu łupkowego w Polsce są znacznie przesadzone. Chodzi bardziej o propagandę, która pozwala firmom wydobywczym windować ceny swoich akcji na giełdzie. Nie będzie też obiecywanych korzyści dla lokalnej społeczności – mówi goszcząca na Kaszubach Elisabelle Bourgue ze stowarzyszenia No Fracking France.

Elisabelle Bourgue ze Stowarzyszenia No Fracking France, sprzeciwiającego się poszukiwaniom i wydobyciu gazu łupkowego we Francji, przyjechała na Kaszuby i w miniony weekend spotkała się z mieszkańcami Sulęczyna. Będzie też w innych miejscowościach, gdzie miały miejsce protesty przeciwko gazowi łupkowemu. Dziś gościliśmy ją w naszej redakcji.

Express Kaszubski: Sporo osób przyszło na spotkanie w Sulęczynie. Spodziewała się Pani takiego zainteresowania?

Elisabelle Bourgue podczas spotkania w Sulęczynie. fot.nadesłane

Elisabelle Bourgue podczas spotkania w Sulęczynie. fot.nadesłane

Elisabelle Bourgue: – Kiedy tutaj jechałam, byłam przekonana, że zdecydowana większość mieszkańców opowiada się za gazem łupkowym. Byłam więc bardzo zaskoczona, kiedy okazało się, że jest dużo ludzi, którzy mają wątpliwości, którzy sprzeciwiają się temu przemysłowi. Okazało się, że ludzie tutaj także są głodni informacji i wiedzy na temat gazu łupkowego i tej technologii.

We Francji było podobnie?

– Na początku tak. Ludzie sami zaczęli szukać informacji. Według mnie te obawy, które ujawniły się u nas i które widać w tej chwili na Kaszubach, wynikają z braku przejrzystości firm wydobywczych. Gdyby firmy rzetelniej informowały o swojej działalności, nie byłoby tego głodu informacyjnego. A tymczasem jeżeli firmy już podejmują się informowania, to przekazują informacje niepełne. To rodzi wątpliwości i obawy. Dlatego jest sprzeciw lokalnej społeczności.

We Francji macie elektrownie atomowe, korzystacie z różnego rodzaju źródeł energii, ale mimo to ludzie powiedzieli „nie” gazowi łupkowemu. Dlaczego wprowadzono moratorium na łupki?

– Nie do końca jest tak, że obowiązuje moratorium. Po protestach wprowadzono ustawę, która pozwala jedynie na szczelinowanie w celach naukowych, a nie wydobywczych. W tej chwili wydane są 73 koncesje na cele badawcze, ale firmy usilnie starają się o zmianę przepisów i możliwość wydobycia. Obawiamy się, że stopniowo będzie do tego dochodziło. Ale jest bardzo duży sprzeciw społeczny. Zgadza się, że korzystamy we Francji z różnego rodzaju źródeł energii, ale ludzie uznali, że w przypadku gazu łupkowego to idzie to już za daleko, że przekracza się pewną granicę.

Ludzie we Francji sami zaczęli protestować, czy też pojawiły się jakieś organizacje, środowiska, które sprzeciwiały się gazowi łupkowemu?

– We Francji był to ruch typowo obywatelski, nie związany z żadnymi siłami politycznymi, czy organizacjami. Ludzie zaczęli zadawać pytania, wymieniać się informacjami, niezależnie od tego kto był z jakiej frakcji. Zresztą mamy może około 5 proc. zadeklarowanych ekologów, więc nie byłaby to żadna znacząca siła. Tymczasem znaczna część społeczeństwa opowiedziała się przeciwko wydobyciu gazu łupkowego.

Lokalne władze odegrały jakąś rolę w tej sprawie?

– Było tak, że ludzie sami zaczęli organizować spotkania ze swoimi samorządowcami. Mówili o swoich wątpliwościach i obawach, podkreślali, że jest zagrożenie, co spowodowało, że lokalne władze zaczęły się z nimi solidaryzować. Najlepszym na to dowodem jest fakt, że 250 członków naszego stowarzyszenia No Fracking France to właśnie przedstawiciele władz lokalnych.

Mówi się często, że spotkania takie jak to w Sulęczynie, czy inne działania w gruncie rzeczy niewiele dadzą, bo za przemysłem wydobywczym stoją gigantyczne pieniądze, więc firmy prędzej czy później osiągną swój cel.

– To nie jest dobre myślenie. Trzeba sobie uświadomić, że aby skutecznie pozyskiwać gaz łupkowy, nie wystarczy jedno wiercenie, ale musi być ich znacznie więcej. Rzecz dotyczy więc dużego obszaru. Firmom wydobywczym zależy więc na akceptacji lokalnej społeczności, bo każdy sprzeciw powoduje problemy, a czas działa z pewnością na ich niekorzyść. Dlatego starają się tak szybko pozyskiwać koncesje. A podejście do tej technologii powoli się zmienia. Najlepszym dowodem na to jest fakt, że w Stanach Zjednoczonych firmy nie mogą już robić wszystkiego co chcą.

Ale jednak lokalne samorządy upatrują szansę w lokalizacji wiertni gazu łupkowego na swoim terenie. Liczą na spore wpływy do budżetów. Mówi się o niebagatelnych kwotach z punktu widzenia małych gmin.

– To wszystko złudne. Po pierwsze nie będzie żadnej pracy dla mieszkańców. To jest przemysł, który przemieszcza się z miejsca na miejsce. Nie powstanie więc fabryka, która da pracę określonej liczbie ludzi na ileś lat. Podczas wiercenia zatrudniani są specjaliści, a po jego zakończeniu na powierzchni pozostaje najwyżej głowica szybu wydobywczego, której nie trzeba nawet specjalnie dozorować. W pewnej perspektywie czasu zarobić może najwyżej właściciel działki, na której zlokalizowana zostanie wiertnia, bo z samego gazu nie skorzystają raczej lokalni mieszkańcy, ponieważ będzie on sprzedawany na zewnątrz. Lokalnej społeczności pozostanie najwyżej problem w postaci zanieczyszczenia środowiska.

Firmy poszukujące gazu na Kaszubach przekonują, że jest inaczej, ale to właśnie degradacji środowiska mieszkańcy obawiają się najbardziej…

– Podstawowym celem mieszkańców i stowarzyszeń, jak to, które zorganizowało spotkanie w Sulęczynie powinien być przede wszystkim monitoring tego co się dzieje wokół gazu łupkowego. Ważne jest też pozyskiwanie naukowych informacji na ten temat i ich publikowanie. Ważne, by mieszkańcy byli czujni i potrafili zareagować, gdy na ich terenie pojawią się firmy wydobywcze. Niepokojące jest to, jak wiele rozpowszechnianych jest nieprawdziwych informacji na temat gazu łupkowego. Informacja o zasobach w Polsce jest przesadzona. I to też jest element pewnego rodzaju propagandy. Firmy wydobywcze należą zazwyczaj do dużych spółek notowanych na giełdzie, więc każda informacja o odkryciu złoża powoduje wzrost wartości ich akcji. Mamy więc często do czynienia z działalnością czysto spekulacyjną.

Dziękuję za tłumaczenie panu Gerardowi Lemoine z Kartuz.

Żródło: Expres Kaszubski >>

]]>

Załaduj więcej... Aktualności

Zobacz również

Elektrownia atomowa w Choczewie zagraża bezpieczeństwu energetycznemu Polski

Rząd PiS lokalizując elektrownię jądrową (EJ) w gminie Choczewo na wybrzeżu Bałtyku nie zw…